Na wstępie słów kilka czym jest Zona. Jest to strefa, która powstała po katastrofie w Czarnobylu w okolicach elektrowni jądrowej. W związku z silnym napromieniowaniem obszar ten charakteryzuje się występowaniem anomalii, mutacji stworzeń różnorakiego gatunku oraz licznych emisji. Zonę zamieszkują stalkerzy poszukujący artefaktów – tajemniczych przedmiotów powstałych w wyniku anomalii.
Książka „Ołowiany Świt” jest historią stalkera Miszy, samotnika, który uparł się przemierzać Zonę w pojedynkę, traktując ją niczym żywy organizm, który „wzywa” lub „uchyla rąbka tajemnicy”. Nie da się ukryć, że dla Misia Zona jest bardzo ważna o ile nie najważniejsza. Nazywa ją zarówno piękną jak i straszną. Podkreśla, że uwielbia na nią patrzeć nocą, dlatego, że pierwszy raz zobaczył ją właśnie w nocy. Porównuje to doświadczenie do pierwszego dotknięcia kochanki… Jak widać Zona jest dla stalkera czymś niedoścignionym, nieodkrytym co sprawia, że chce poznawać wszystkie jej tajemnice.
Misza jest postacią pełną sprzeczności, z jednej strony typ samotnika, z drugiej zaś ma przyjaciół do których wraca po każdej eskapadzie. Zona jest miejscem gdzie za każdym rogiem czaić się może niebezpieczeństwo, dlatego też Misza jest nad wyraz ostrożny, kieruje się swoimi zasadami jak np. nigdy nie wracać tą samą drogą, którą się szło wcześniej. Przezorność ta bywa niekiedy powodem do żartów dla innych stalkerów lecz… Miś wychodzi z założenia, że lepiej być ostrożnym i żywym. Ma też wieloletnie doświadczenie w Zonie, przeżył dłużej niż niejeden młodszy stalker, dlatego też nie ma powodów by nie zaufać jego mądrościom. Misza jest silny, męski, niekiedy wręcz brutalny. Cechy te pozwalają mu przeżyć i wychodzić z nawet najgorszych opresji.
Książka napisana jest w bardzo charakterystyczny sposób, mianowicie większą jej część stanowią opisy, zaś w niewielu dialogach, które się pojawiają występują rosyjskie wtrącenia. Chociaż zetknęłam się z tym językiem we wcześniejszych etapach mojej edukacji bardzo przeszkadzał mi nadmiar rosyjskich wstawek. Rozumiem zamysł autora, lecz dla osoby, która nie opanowała tego języka w stopniu biegłym nie jest to komfortowa sytuacja. Będzie ona traciła dużo czasu by wszystkie zwroty przetłumaczyć, bądź będzie rozumiała je tylko w sposób częściowy. Według mnie ani jedno ani drugie wyjście nie jest dobre dla czytelnika. Tak jak wspomniałam książka zawiera mnóstwo opisów Zony, co dla mnie jest zarówno jej zaletą jak i wadą. Doceniam to, że autor zbudował klimat opisując nawet najmniejszy element rzeczywistości, gdyż do tej pory niewiele wiedziałam o tym Uniwersum, a dzięki temu zabiegowi mogłam lepiej poznać ten świat. Jednakże w niektórych momentach czułam przesyt i w tych chwilach Zona była dla mnie zbyt ciężkostrawna.
Dobrym zabiegiem było wprowadzenie w ten ciężki i męski świat kobiety, która na swój głupiutki sposób niejako złagodziła trochę tą ciężkostrawność. Autor przedstawił ją jako naiwną reporterkę z dipkartoczką – zaświadczeniem wydawanym dla rodzin dyplomatów, która w Zonie może posłużyć jedynie jako papier toaletowy. Wątek ten rozbawił mnie i znacznie urozmaicił obraz, który opisywany jest w książce „Ołowiany świt”. Wprowadził też większą wielowymiarowość w postaci Miszy, który potrafił wykrzesać w sobie jakieś pozytywne emocje i empatyczne odruchy serca.
Z Uniwersum S.T.A.L.K.E.R.a pierwszy raz spotkałam się w książce Joanny Kanickiej, która w porównaniu do pozycji Michała Gołkowskiego jest znacznie bardziej przystępna dla osoby dla której Zona jest czymś zupełnie nieznanym. W „Ołowianym świcie” wszystko jest znacznie bardziej dosadne, dobitne i brutalne. Czytając tę książkę czułam fascynację autora do świata, który opisuje. Pozycja ta spokojnie mogłaby być nazwana pieśnią pochwalną dla Zony, dlatego też dla osoby, która aż tak bardzo „nie siedzi” w tym klimacie, niekiedy było trudno docenić każdy szczegół i niuans. Opisy przedstawionej rzeczywistości, broni, której używali stalkerzy czy rosyjskie wtrącenia były dla mnie sporym utrudnieniem w odbiorze książki, jednakże ciekawie stworzona postać Miszy oraz miejsca, które odwiedzał sprawiały, iż „Ołowiany świt” przeczytałam dość szybko i sprawnie. Mało tego… szybko nabyłam kolejną część, co jest chyba najlepszym podsumowaniem tej recenzji. Polecam tą pozycję, chociaż uważam, że będzie ona znacznie bardziej przystępna dla osób, które już znają Zonę chociażby z gry S.T.A.L.K.E.R czy innych pozycji książkowych.
Ocena: 7/10
Aleksandra Agacińska
Najnowsze komentarze