Nie będę ukrywała, że kocham książki z pogranicza snu i jawy. Niestety trudno trafić na dobrą powieść, która zabierze nas do krainy snu. Często zamiast dobrej lektury otrzymujemy niezrozumiały bełkot, przez który ciężko przebrnąć, nie mówiąc już o przyjemności, jaką powinno nieść czytanie. Albo wręcz odwrotnie dostajemy dziecinną historię, próbującą udawać, że niesie ze sobą jakąś głębszą treść. Dlatego gorąco pragnę wam polecić książkę Mariusza Klimka Światłocień, która pomimo tego, iż to debiut literacki, ustrzegła się wszystkich wspomnianych błędów i jest pozycją zapadającą głęboko w pamięć! Zapraszam, udajcie się wraz ze mną na wyprawę do Czarnego Dworu.

swiatlocien-1

„Każdy będzie liczony osobno z życia, które wiódł”.

Nasza podróż rozpocznie się od uderzenia ciepła, które obudzi Jurka – głównego bohatera. Chłopiec nie wiedząc gdzie jest i jakim cudem się tutaj znalazł, pozbawiony pamięci o swoim życiu, będzie zmuszony zaufać niezwykłemu przewodnikowi, gadającemu kotu, noszącemu imię chińskiego filozofa Konfucjusza. Chłopiec w towarzystwie kota rozpoczyna wędrówkę po bezkresnej pustyni, podążając za oddalającym się światłem, będącym gwarancją bezpieczeństwa i jedyną nadzieją na uniknięcie spotkania z tajemniczym Admirałem Zmierzchu, przed którym ostrzega go zwierzęcy przewodnik. Pomimo wielu pytań Konfucjusz nie będzie skory do udzielania wyjaśnień, tłumacząc, iż bohater nie jest gotowy na poznanie prawdy. Wędrówka powoli jednak zacznie ujawniać naturę miejsca, w którym znalazł się chłopiec i Jurek odkryje, że nie jest jedyną osobą, która tutaj trafiła. Odkrywając ciała zagrzebane w piaskach pustyni zdecyduje się zawalczyć o dusze osób, które pochłonął mrok.

Światłocień to historia oparta na znanych i często używanych w literaturze, i nie tylko, motywach. Tematem przewodnim jest wędrówka. Droga z początku niejasna, z czasem, lepiej poznana, odkrywa swój charakter i prowadzi do jasnego już, choć niełatwego, celu. Sam tytuł nawiązuje do zabiegu stosowanego w sztukach plastycznych polegającego na umiejętnej grze światłem i cieniem w celu uzyskania pożądanego efektu trójwymiarowości. Autor, choć nie jest malarzem, na kartach swojej powieści, rysuje przed czytelnikiem wyjątkową grę świtała nad dominującym w niej mrokiem, kryjąc za historią zwykłego chłopca niewypowiedzianą głębię.

W tej niezbyt długiej powieści wszystko ukrywa w sobie drugie dno. Zaczynając od głównego bohatera, zdawałoby się dość pospolitego, niewyróżniająca się z tłumu chłopca obdarzonego jak się szybko okaże przenikliwym umysłem i dobrym sercem, a kończąc na z pozoru banalnej fabule, która prowadząc nas do siedziby Admirała Zmierzchu – Czarnego Dworu odkrywa przed nami meandry ludzkiej duszy. Całość zaś przesycona jest mrocznym, duszącym klimatem, który nie opuszcza czytelnika aż do samego końca. Jednak choć przez większość czasu kroczyć będziemy przez mrok, ani na chwile autor nie zapomni o nadziei, tej najczystszej, która rodzi się z dna rozpaczy i bólu.

swiatlocien-2

Dla mnie książka Mariusza Klimka ma w sobie zadatki na to by nazwać ją genialną. Jest coś upajającego w śnie, w który wciąga nas autor i nawet fakt, iż zakończenie całej historii można przewidzieć, nie ma większego znaczenia, bo, gdy już wreszcie docieramy do ostatniej strony i tak jesteśmy poruszeni tym, co nas tam spotyka. Ostatnio miałam przyjemność czytać naprawdę sporo dobrych książek, jednak to właśnie Światlocień ma w sobie to coś, co sprawia, że choć dopiero zakończyła lekturę, pragnę raz jeszcze sięgnąć po książkę i dać porwać się w odmęty niezwykłego snu, gdzie wewnątrz Czarnego Dworu cierpliwie czeka Admirał Zmierzchu, karmiąc swe ofiary fałszywą nadzieją.

Ocena: 10/10

Sara Glanc