W zeszłym roku mieliśmy okazję rozmawiać przy okazji premiery Pana poprzedniej książki – ,,Krwawych łez’’, a już do rąk czytelników oddał Pan kolejną pokaźną lekturę – ponad 600-stronicową ,,Trzecią szansę’’.

 

Trzeba przyznać, że ,,Trzecia szansa’’ już od pierwszych stron intryguje czytelnika – cała historia zaczyna się bowiem od inscenizowanej sceny zabójstwa. Skąd wziął się pomysł na taki właśnie początek?

Jedna z książek JoNesbo zaczyna się od sceny zabójstwa, którą – jak się okazuje – poznajemy z nagrania, odtwarzanego podczas odprawy zespołu śledczego. Pamiętam, że po przeczytaniu tej sceny byłem od wrażeniem. Kiedy akcja powieści zawiązuje się i leci z kopyta, nietrudno o zwroty akcji, ale zwrot akcji już na pierwszych stronach? To wyższa szkoła jazdy. Obiecałem sobie, że kiedyś spróbuję czegoś podobnego. Efektem tej obietnicy jest właśnie wstęp do „Trzeciej szansy”.

Czy w śledztwach często korzysta się z jak to Pan ładnie ujął w powieści ,,eksperymentów śledczych”?

Sprawy o zabójstwo są najczęściej mało skomplikowane, a sprawcy typowani są często już po kilku godzinach śledztwa. Wtedy eksperymenty śledcze są zbędne. Przy bardziej złożonych sprawach ich przeprowadzanie jest powszechne. Odtworzenie popełnionego czynu w warunkach „laboratoryjnych” z pewnością dostarcza inspiracji i często pozwala „ruszyć z miejsca”. Instytucja takiego eksperymentu regulowana jest przepisami kodeksu postępowania karnego.

,,Trzecia szansa’’ to także intrygujący duet śledczych – policjantka stawiająca pierwsze kroki w wielkim mieście i nauczyciel akademicki. Motyw w którym policja wspiera się wiedzą historyczną specjalistów w tej dziedzinie sprawdza się bardzo dobrze zarówno w literaturze jak i filmach, chciałam jednak zapytać jakie były początki tych postaci w Pańskiej książce i skąd zrodził się pomysł na taki właśnie duet.

Pomysł na bohatera-nauczyciela akademickiego siedział mi w głowie od samego początku przygody z pisaniem. Bohaterem mojego pierwszego tekstu, który na szczęście nie został opublikowany, był właśnie młody naukowiec, opracowujący biografię zmarłego przed laty profesora. Obiecałem sobie, że kiedy nauczę się pisać, wrócę do tego pomysłu. Jak dotąd nie wróciłem, ale… powrócił bohater.

Pomysł na Karolinę, policjantkę z małego ośrodka, rzuconą na głęboką – i pełną wirów – wodę przestępczego światka stolicy, jest dość świeży. Po flircie z młodą i niedoświadczoną Agnieszką Jamróz, która pojawia się na kartach Kursu na śmierć i Krwawych łez, miałem ochotę na bohaterkę, która byłaby bardziej przebojowa, a jednocześnie nieprzekombinowana. Dlatego nie podarowałem jej żadnego nałogu, a jedynie wrednego szefa i nieco toksycznego byłego męża. Pisząc odnosiłem wrażenie, że ten duet – policjantka Karolina i akademik Krzysztof – ma potencjał na kilka ciekawych historii. Werdykt wydadzą oczywiście Czytelnicy.

O samym śledztwie nie chcę za dużo mówić by nie zdradzać nikomu przyjemności z lektury, dodam jedynie, że mamy tutaj nie tylko interesującą sprawę z wieloma tropami, ale także zagrzebane tajemnice z przeszłości, których ujawnienie będzie kluczowe dla rozwiązania całej sprawy. Czy dla Pana jako twórcy całej historii takie powiązanie teraźniejszości z przeszłością stanowiło trudne wyzwanie?

W swojej twórczości staram się nie postrzegać świata przez pryzmat grubej kreski, która oddzielałaby przeszłość od teraźniejszości. Tak to już jest, że coś zawsze wyrasta z czegoś, wszystko się przeplata, a wczorajsza teraźniejszość dziś jest już przeszłością. Gdybym był poetą, ująłby to mniej więcej w ten sposób: korzenie teraźniejszości zawsze wyrastają z przeszłości…

Tajemnice w Trzeciej szansie nie sięgają głębiej, niż trwa ludzkie życie. Młodej osobie trudno zrozumieć, że to, co dla niego/niej będzie opowieścią z czasów mchu i paproci, dla jego/jej dziadka jest wciąż żywym wspomnieniem. Na swoim przykładzie widzę, że nic nie poszerza horyzontów bardziej, niż rozmowy ze starszym pokoleniem.

Jak już wspomniałam, Pana najnowsze dzieło to kawał lektury, z resztą większość Pańskich książek stanowi pokaźne książki. Mimo tego czytelnik ani przez chwilę nie może narzekać na nudę – zdradzi nam Pan swój sekret?

Jedni pisarze radzą, by pisać historie, które samemu chciałoby się przeczytać, a inni – by wyobrazić sobie „uśrednionego” Czytelnika i starać się trafić w jego gust. Bliżej mi do tej pierwszej grupy, ale staram się stosować do krytycznych uwag w recenzjach, więc można powiedzieć, że jestem uniwersalny 🙂 Jednocześnie czuję, że jako pisarz wciąż się rozwijam, a to wcale nie jest reguła. Są pisarze, którzy zaczynają od świetnego debiutu, a potem stopniowo się zwijają 🙂

 Czy kusi Pana spróbowanie swoich sił w nieco krótszych formach? Czy wręcz przeciwnie, nie lubi Pan by liczba stron ograniczała tworzoną historię?

Nigdy nie napisałem opowiadania. Jeżeli dostałbym propozycję stworzenia czegoś do antologii, to na pewno bym nie odmówił. Ale zdecydowanie wolę dłuższe formy. Może to spadek po pracy dziennikarskiej, ale przeszkadza mi, gdy – tak jak w gazecie – ogranicza mnie liczba znaków. Gdy pracowałem w „Super Expressie”, najtrudniej pisało mi się notki do tak zwanego paska, na 400/500 znaków. Moim szefem w redakcji sportowej był pan Andrzej Kostyra, wspaniały człowiek, któremu naprawdę dużo zawdzięczam. Pamiętam, że musiał włożyć sporo pracy, by te teksty wygładzić. Ale nie zawsze było to możliwe. Niektóre spośród moich ówczesnych teksów zamiast do gazety, trafiały na ścianę i były przedmiotem żartów starszych kolegów z redakcji. Właśnie tak uczyłem się pisania.

Czy z któregoś elementu ,,Trzeciej szansy’’ jest Pan szczególnie dumny?

Duma to zbyt duże słowo, ale myślę, że udało mi się stworzyć kilka naprawdę wyrazistych postaci. Jestem także zadowolony z wykonanego researchu oraz tego, że udało mi się przemycić do książki kilka ważnych dla mnie lokalizacji. Cieszę się, że mogłem – choć tylko w zawoalowany sposób – oddać hołd swojej szkole średniej, czyli warszawskiemu liceum im. H. Kołłątaja.

Na koniec, już standardowo zapytam – co dalej? Czy ma już Pan w głowie – a może już na papierze – kolejną kryminalną zagadkę?

W drugiej części roku ukaże się Martwa woda, czyli ciąg dalszy historii Karoliny i Krzysztofa. Mogę zdradzić, że na potrzeby tej powieści sporządziłem mapkę. Nie jestem zbyt uzdolniony plastycznie, więc grafika z wydawnictwa czeka naprawdę dużo pracy 🙂