Początek roku to dobra okazja, by spojrzeć zarówno na to co było, jak i z nadzieją popatrzeć w przyszłość. Z tej okazji wypytaliśmy kilka wydawnictw o ich początki i dalsze plany. Na początek zapraszamy was do lektury wywiadu z przedstawicielami wydawnictwa Okami! Dowiecie się z niego między innymi co wspólnego ma nazwa wydawnictwa ze znaną serią Spice&Wolf, a przede wszystkim poczujecie miłość i pasję wkładaną w każdy zeszyt i tomik komiksów tego wydawnictwa.

Działacie od maja 2016 roku i na swoim koncie macie już trzy serie komiksówGrimm Fairy Tales, Dragon Age: Zabójca magów, Hexenberg i jedną mangę – Radiant. Co możecie powiedzieć o początkach swojej działalności? Co było dla was największym wyzwaniem, a co wspominacie najmilej?

Początki były ciężkie, bo mało kto chciał z nami rozmawiać. Z czasem, gdy udawało nam się przejść do rozmów i negocjacji licencyjnych, druga strona przerywała rozmowy. Zwykle okazywało się, że dogadywali się w międzyczasie z większym, lepiej ugruntowanym wydawnictwem, a my wracaliśmy do punktu wyjścia. O mangi w zasadzie staraliśmy się od samego początku, doszło nawet do tego, że wysyłaliśmy tradycyjne listy do wydawnictw, po japońsku i angielsku, bo na maile nie odpisywały. W tej branży nawet bardziej od pieniędzy liczy się opinia, więc jeśli jesteś „no name”, to masz ciężko. Dopiero Zenescope dał nam szanse z Grimmami, dzięki którym (co nam powiedziano wprost) zdobyliśmy licencję na komiks Dragon Age: Zabójca magów. A najmilej wspominamy pasję i energię, którą mieliśmy podczas pracy nad naszymi pierwszymi komiksami. W pierwszych zeszytach Grimmów każde zdanie było przedyskutowane chyba z dziesięć razy.  Nadal kochamy to co robimy, i staramy się wykonywać swoją pracę jak najlepiej, ale jednak to już nie ten poziom emocji. No i radość z pierwszego własnoręcznie wydanego komiksu była ogromna i z niczym nieporównywalna.

Skąd wziął się pomysł na nazwę i logo wydawnictwa?

Nazwa wzięła się od podkładki pod kubek z główną bohaterką serii Spice&Wolf – Horo. Podczas poszukiwań jakiegoś prostego i ładnie brzmiącego słowa po japońsku, w oczy rzuciła się wyżej wspomnianą podkładka, dlatego też firma otrzymała nazwę ōkami (alternatywnie ookami), czyli po japońsku „wilk”. Ze względów prawnych trzeba było dać wersje tego słowa bez kreski nad „o” bo urząd nie zgodził się na taki zapis. Natomiast ze względów marketingowych wersja z podwójnym „o” nam nie pasowała. Tak więc podjęliśmy decyzję o tym by dać jedno „o”. Przy podjęciu decyzji posiłkowaliśmy się faktem że gra „Ōkami” w wielu miejscach w internecie jest zapisywana przez jedno „o” i bez kreski tak jak nazwa naszej firmy i nikt z tym problemów nie ma. Mając taką nazwę, nie trudno było wymyślić logo, czyli głowę wyjącego wilka, na tle księżyca.

Grimm Fairy Tales – z tym tytułem rozpoczęliście swoją działalność. Dlaczego padło właśnie na tę pozycję?

Zasadniczo powodów było całkiem dużo. Przede wszystkim chcieliśmy stworzyć wydawnictwo, które będzie dobrym miejscem dla nowych, młodych czytelników. Dlatego seria, w której za każdy zeszyt odpowiada inny rysownik z innym stylem, wydawała się nam dobrym posunięciem. Dodatkowo historie przedstawiały jakieś uniwersalne problemy młodzieży, takie jak konflikty z rodzicami, dyskryminacja w szkole czy nieodwzajemniona miłość. Sporo wieloletnich fanów komiksów krytykowało ten wybór, nie będąc w stanie zrozumieć, że nie są oni głównym targetem. Trochę ich rozumiemy, bo raczej nieczęsto się zdarza, że wydawany jest komiks, który w nich nie celuje.

Grimm Fairy Tales to także seria, którą wydajecie w kilku wariantach – standardowym, i w edycjach limitowanych. Który wariant cieszy się większym zainteresowaniem wśród czytelników?

Największym zainteresowaniem cieszył się wariant limitowany pierwszego zeszytu, na którym widać Czerwonego Kapturka, trzymającą siekierę i uciętą głowę wilka.

Specjalizujecie się w wydawaniu komiksów w formacie zeszytowym. Powiedzcie, czy według was cieszą się one dużym zainteresowaniem wśród czytelników? I czy planujecie wydawanie także wydań zbiorczych waszych pozycji?

Mamy w Polsce grupę osób, która lubi wydania zeszytowe, i grupę, której jest obojętne czy będzie coś wydane w zeszytach czy zbiorczo. Gdy obie te grupy zsumować, to otrzymujemy wystarczającą ilość potencjalnych czytelników, jak dla tak małego wydawnictwa jak nasze. A co do wydań zbiorczych, to temat ten co jakiś czas powraca. Tu jest niestety obawa, że z racji tego, że czytelnicy kupili już wydania zeszytowe mogą być niechętni by kupić wydanie zbiorcze, a fanów takich wydań będzie zbyt mało, albo nakład będzie zbyt mały, by ustalić dla nich rozsądną cenę. Chcieliśmy nawet kiedyś spróbować zacząć zbiórkę na wydanie zbiorcze Dragon Age, na serwisie w rodzaju Wspieram To, albo Polak potrafi. Niestety, po ostatnich skandalach z przedpłatami uznaliśmy, że ryzyko wizerunkowe jest za duże.

Ostatnimi czasy poszliście również w stronę wydawania mang – zaczęliście od francuskiej pozycji Radiant, a niedawno ogłosiliście dwie nowe serie – Chrono Crusade i Boso na front (Kutsuzure Sensen). Skąd taka decyzja?

Zawsze celowaliśmy w wydawanie mang, bo jest to coś, co szczególnie lubimy. Wierzymy, że pomimo sporego nasycenia polskiego rynku wydawniczego mangi, nasze obecne i przyszłe tytuły znajdą swoich fanów, czy to z racji sposobu wydania (format A5), czy też ze względu na atrakcyjną cenę. Sukces naszych ostatnio ogłoszonych pozycji otworzy przed nami drzwi do wydania w przyszłości innych mang i komiksów, zarówno popularnych, jak i bardziej niszowych, skierowanych do starszego czytelnika.

Na jakiej podstawie wybieracie wydawane przez siebie tytuły?

Jeżeli chodzi o mangi, to jest to połączenie zdrowego rozsądku i kalkulacji (tytuły niektórych japońskich wydawnictw są dla nas jeszcze niedostępne, bo mają one opory przed nawiązaniem współpracy z kimś, kto nie wydał jeszcze żadnej mangi), oraz wyszukiwania tytułów, które sami chcielibyśmy zobaczyć w Polsce. Oczywiście trzeba też pamiętać o zadawaniu sobie pytania „czy znajdzie się dość dużo osób, które myślą tak samo jak my?”, więc niektóre nasze bardziej ryzykowne pomysły wydawnicze muszą jeszcze poczekać na swoją ewentualną kolej.

Jak długo trwa praca nad zdobyciem licencji na dany tytuł?

Ciężko to określić – czasami odpowiedź na maila z ofertą dostaje się w miarę szybko, lecz papierologia i przesyłanie dokumentów w tę i z powrotem zajmuje wyjątkowo dużo czasu. W innych przypadkach trzeba się kilkukrotnie przypominać ze swoją ofertą, lecz gdy już dostanie się odpowiedź, to reszta formalności jest załatwiana raz-dwa. Najbardziej dłuży się okres pomiędzy otrzymaniem mailowego akceptu oferty a dniem, w którym dostajemy zielone światło na jego oficjalne ogłoszenie. Zawsze jest bowiem tak, że chciałoby się móc już teraz zaraz podzielić z innymi dobrą nowiną, lecz trzeba czekać i czekać, i czekać…

Przy których pozycjach macie więcej pracy – komiksach w formie zeszytów, czy tomikach mangi?

Przy mangach jest jej oczywiście dużo więcej, niż przy zeszytach.

Który z wydanych przez was dotychczas tytułów cieszy się największym zainteresowaniem wśród czytelników? A który najmniejszym?

Najpopularniejszym obecnie tytułem jest niewątpliwie Dragon Age: Zabójca magów, ale patrząc po reakcjach czytelników, wydaje nam się, że Chrono Crusade ma spore szanse by Zabójcę zdetronizować. A najmniej popularny jest w tej chwili Hexenberg. Acz nie ma co się dziwić, jest to raczej niszowa pozycja dla starszego odbiorcy. Takie tytuły rzadko cieszą się nie wiadomo jaką popularnością.

Czy macie jakiś tytuł, z którego wydania jesteście szczególnie dumni?

Zdecydowanie pierwszy zeszyt Grimmów. To była pozycja, przy której spędziliśmy najwięcej czasu, i przy której trwały najbardziej żywe dyskusje w dziale redakcyjnym.

Radiant to pierwsza francuska manga wydana w Polsce. Czy planujecie wydanie innych tego typu pozycji? Nie ukrywam, że narobiliście mi tym tytułem nadziei na pojawienie się w Polsce Wakfu.

Zaczniemy może od małego wyjaśnienia. Wiele osób oburza się, że nazywamy Radianta mangą. Bo manga może być tylko japońska. Choć trudno się kłócić z tym stwierdzeniem, to my w tym przypadku używamy słowa „manga” jako skrótu od „euromanga”, a jest to termin, z którego już się powszechnie (przynajmniej poza Polską) korzysta. A przechodząc do odpowiedzi na pytanie, to ciężko na razie powiedzieć, czy i kiedy będziemy wydawać kolejne tytuły z Francji. Obecnie koncentrujemy się na Grimm Fairy Tales oraz ostatnio ogłoszonych mangach, bo chcemy je wydawać jak najlepiej i jak najbardziej terminowo. Dlatego jakiekolwiek tytuły znad Sekwany to na razie melodia przyszłości.

Ile osób pracuje obecnie w redakcji wydawnictwa?

Ze względu na ilość wydawanych przez nas tytułów nie jest ich wiele – licząc wszystkich wychodzi około ośmiu osób, z czego zdecydowana większość pracuje zdalnie.

Lubicie wyjazdy na konwenty i imprezy związane z komiksami? Jak odbieracie spotkania z waszymi czytelnikami? Jest to dla was przyjemność? A może w większości polega to wyłącznie na prowadzeniu sprzedaży na stoisku?

Wyjazdy są zawsze fajną okazją na poznanie osób, które kupują nasze tytuły, oraz dla naszych fanów do poznania nas. Oczywiście czasami dopada człowieka zmęczenie po kilku godzinach stania na stoisku, bywa też tak, że sprzedaż nie jest tak dobra, na jaką się liczyło, ale taki już urok tego typu imprez.

 Jako że rok dopiero się zaczął, to chyba najlepsza pora na zadanie pytania o wasze postanowienia noworoczne. Planujecie jakieś zmiany? A może w 2018 pojawią się jakieś nowe tytuły (poza tymi już ujawnionymi 😉 )? Możecie coś zdradzić na ten temat?

W kwestii zmian, a jednocześnie postanowień noworocznych, planujemy popracować nad terminowością wydań oraz zasięgiem ich dystrybucji. Jeżeli chodzi o to drugie, to udało nam się ostatnio załatwić dystrybucję poprzez empik.com. Co do nowych tytułów, to prowadzimy obecnie rozmowy w kwestii wydania w Polsce dwóch w miarę krótkich mang. Wolimy nie zapeszać, więc nie zdradzamy na razie żadnych szczegółów,  ale mamy całkiem spore oczekiwania, jeżeli chodzi o jeden z tych tytułów. Znany autor, wysokie oceny, naprawdę dobrze napisana historia – do pełni szczęścia brakuje jeszcze tylko wersji anime i, rzecz jasna, pozwolenia od strony japońskiej na ogłoszenie.