Z okazji dzisiejszej premiery książki ,,Kwietniowe deszcze, słońce sierpniowe”, serdecznie zapraszamy do lektury wywiadu z jej autorką! Izabela Skrzypiec-Dagnan opowiada nie tylko o swoim najnowszym dziele, ale także dzieli się swoim ulubionym zakątkiem w Beskidach oraz ujawnia swoje kolejne pisarskie projekty!

,,Kwietniowe deszcze, słońce sierpniowe” to Pani druga książka – czy emocje towarzyszące jej premierze były równie spore jak przy debiutanckiej powieści ,,Świetnie się bawię w twoich snach”?

Tak, za każdym razem premierę przeżywam równie mocno. I myślę, że nigdy nie będę traktować tego wydarzenia rutynowo. Zresztą, nie da się – zbyt wiele serca wkładam w opisywane historie. Te emocje są w większości pozytywne: radość, duma, satysfakcja, ale oczywiście pojawia się też cień niepewności, jak na nową powieść zareagują czytelnicy.

Ważnym elementem książki są malownicze opisy beskidzkich krajobrazów – to miejsce jest dla Pani w jakiś sposób szczególne?

Mieszkam w Beskidach i uwielbiam te tereny. Krajobraz jest zróżnicowany, bardzo malowniczy, wiele miejsc posiada wyjątkową historię. Lubię długie, górskie wędrówki – ze szlakiem, lub bez szlaku – a tutaj jest gdzie wędrować. I mam blisko do Tatr.

Ma Pani swój ulubiony zakątek w Beskidach?

Tak, Dolina Popradu. Zwłaszcza jesienią. Wsiada się w samochód i rusza krętą drogą wzdłuż rzeki, a widoki zapierają dech. Można tak jechać bez końca i zachwycać się światem.

Czy niczym Pani bohaterka – Tina – ma Pani ochotę rzucić wszystko, oderwać się od otaczającego nas na co dzień zgiełku i znaleźć chwilę tylko dla siebie?

Jako młoda mama trójki małych dzieci ochota żeby rzucić wszystko i na chwilę się oderwać, nachodzi mnie dość często. Teraz to niemożliwe, ale kiedyś, kiedyś… Może jak Tina wrzucę dwie czerwone walizki do samochodowego bagażnika i wyruszę jak ona w samotną podróż? Tyle, że w odwrotnym kierunku – nad morze? Bardzo kusząca perspektywa.

Czy zdarzyło się Pani kiedyś przeżyć taką nieplanowaną wyprawę, która stała się podróżą życia?

Jestem raczej osobą planującą dokładnie wyprawę, niż wyruszającą gdzieś spontanicznie. Ale jeśli chodzi o takie planowane wyprawy – byłam w Rzymie i jak na razie to moja podróż życia. W Wiecznym Mieście zostawiłam kawałek swojego serca i wiem, że muszę tam jeszcze kiedyś wrócić.

Lubi Pani zaskakiwać swoich czytelników nieprawdaż? Mam tu chociażby na myśli zakończenie Pani najnowszej książki, które trzeba przyznać wywołuje sporo emocji 😉

Zabieg jak najbardziej celowy! Myślę, że udało mi się tak poprowadzić fabułę, żeby osiągnąć efekt zaskoczenia. Jestem bardzo ciekawa, jak na nie zareagują czytelnicy. Swoją pierwszą powieść też zakończyłam nietypowo – dużym przeskokiem czasowym, pozostawiając nie do końca zamknięty finał. I nie każdemu to przypadło do gustu, co było cenną lekcją dla mnie, jako pisarza. A teraz… Znów podjęłam pewne ryzyko, odeszłam od konwencji i czekam, jaki będzie odbiór czytelników. Nie przepadam też za happy and’ami, szczęśliwe zakończenia to nie moja bajka. Życie jest słodko-gorzkie, nie zawsze wszystko dobrze się kończy.

Co prawda ,,Kwietniowe deszcze, słońce sierpniowe” dopiero ukazało się w księgarniach, ale ciekawi mnie, czy pracuje już Pani nad kolejną książką?

Oczywiście! Piszę codziennie, przeważnie późnymi wieczorami i nocami, zazwyczaj kosztem snu. Mam prawie w całości napisaną powieść o młodym mężczyźnie, który dojrzewa do bycia ojcem – i ta powieść powstała przed „Kwietniowymi deszczami…”. Schowałam jednak plik z jej treścią głęboko w pamięci mojego komputera – ciągle mi coś w niej zgrzyta, ja sama chyba muszę do niej dojrzeć. Daję jej czas, wiem, że wreszcie będę gotowa ją satysfakcjonująco dokończyć. Obecnie piszę powieść o dwóch kobietach, które mimo, że się nie znają, mają ze sobą bardzo wiele wspólnego i połączy je pewien dar. Zaczęłam też planować fabułę powieści o rodzinie, która zjeżdża w grudniu na święta do drewnianego domku gdzieś w górach – i to spotkanie dalekie będzie od sielanki. Sama jestem ciekawa, co mi z tych pisarskich planów wyjdzie. Mam wrażenie, że doba z miesiąca na miesiąc jest coraz krótsza.

Zarówno ,,Kwietniowe deszcze, słońce sierpniowe” jak i ,,Świetnie się bawię w twoich snach” to opowieści obyczajowe z elementami romansu – czy planuje Pani spróbować swoich sił również w innych gatunkach literackich?

Na chwilę obecną nie. Bardzo dobrze czuję się w tej konwencji. Piszę takie książki, jakie lubię czytać: o skomplikowanych relacjach między bohaterami, uczuciach, emocjach. Ale kiedyś… Może sama siebie zaskoczę?

Co najbardziej lubi Pani w pracy pisarki?

Coś, co nazywam płynięciem. W pewnym momencie wpada się w tworzoną fabułę, scala z tym światem, nagle wszystkie elementy do siebie pasują. Zawsze ta chwila przychodzi gdzieś pośrodku pisanej powieści. Uwielbiam ją! Nie sposób wtedy przestać pisać, klawiatura niemal płonie. Jestem tak pochłonięta tworzoną opowieścią, że nawet mi się śni. Zazębiają się wszystkie wątki, zupełnie naturalnie, nieraz zaskakująco. I najczęściej burzy się pierwotny plan całości i określone na początku zakończenie. Wyrzucam wtedy ten plan i daję się ponieść. Ufam swojej pisarskiej intuicji.

Na co dzień pracuje Pani w muzeum – czy w trakcie swojej pracy natrafiła Pani na jakieś ciekawe historie?

Ciekawe historie są wszędzie wokół; w środowisku zawodowym, prywatnym, na ulicy, zasłyszane, przeczytane. Można czerpać pełnymi garściami, choć przyznaję, wolę wymyślać niż opisywać historie z prawdziwego życia. Mogłoby to generować nieporozumienia, nie chciałabym żeby ktoś znajomy odnalazł siebie na kartach moich powieści. W muzeum stykam się przede wszystkim z przedmiotami, a każdy z nich ma oczywiście swoją historię. Lubię ich symbolikę. W mojej powieści też pojawiają się pewne przedmioty, które przewijają się w tle przez całą opowieść – na przykład złota obrączka, czy skórzana kurtka motocyklowa z wyhaftowanym na plecach okiem opatrzności.

Dużo Pani czyta? Ma Pani jakieś swoje ulubione tytuły?

Czytam nałogowo. Dzień bez przewrócenia choćby kilku kartek to dzień stracony. Choć przyznaję, teraz nie czytam już jedynie dla przyjemności. Chcę, czy nie, mimowolnie przy lekturze analizuję: w jaki sposób autor poprowadził fabułę, jak konstruuje bohaterów, jak opisuje emocje, czy buduje napięcie. I czasem jestem zachwycona, a czasem nie. Mam ulubione książki, do których będę wracać zawsze: „Sto lat samotności”, „Przeminęło z wiatrem”, „Duma i uprzedzenie”. Jestem zakochana w serii o Wiedźminie, wertuję ją na okrągło. Ale ciągle odkrywam coś nowego i nieustannie się zachwycam ludzką kreatywnością, pomysłowością i wrażliwością w doborze słów. Moje najnowsze odkrycia to dwie niezwykłe autorki: Margaret Mazzantini i Tarryn Fisher.