Po dość mieszanych uczuciach po skończeniu ,,Strażnika” nadszedł czas na zmierzenie się z ,,Tropicielem”. Co przynosi ze sobą drugi tom trylogii ,,Zapomniana księga”? Zapraszam do ponownego wkroczenia do świata po apokalipsie, tym razem będziemy świadkami jej początków.

Ostatnie strony ,,Strażnika” stanowią swego rodzaju reset historii, wszystkie wydarzenia które miały miejsce zdają się swego rodzaju nierealnym snem, jednak Hubert szybko przekonuje się iż żyjące w nim wspomnienia są czymś więcej. Poza pewnymi wyuczonymi nawykami, które w nim pozostały, wszystkie ,,wyśnione” wydarzenia zaczynają się sprawdzać. Chłopaka postanawia wykorzystać swoją wiedzę na temat przyszłości by ocalić swoich bliskich, a także by zdobyć demonologię, która będzie miała kluczowe znaczenie w walce z demonami.

Jak szybko przyjdzie nam się przekonać mimo iż kolejne przepowiadane przez chłopaka wydarzenia będą miały miejsce w rzeczywistości nikt nie będzie traktował jego słów poważnie. Szczególnie dużym wyzwaniem okażą się rodzice Huberta, którzy nie dość, że będą zaniepokojeni zachowaniem syna, to mimo coraz dobitniejszych dowodów na prawdziwość jego słów, nadal nie będą chcieli uwierzyć w dziwny ,,sen” i zastosować się do wytycznych chłopaka. Co ciekawe mimo iż Huberta strasznie denerwuje takie podejście do jego prób pomocy i ochrony innych, sam w pewnym momencie zaczyna określać to co mu się przydarzyło mianem ,,snu”, mimo iż do końca nie przestaje wierzyć, że to co mu się przytrafiło było jak najbardziej realne. Mam tylko nadzieję, że w finałowym tomie ów przeskok w czasie zostanie w jakiś sposób wytłumaczony, bo wersja ze ,,snem” zdecydowanie jest zbyt naiwna i do mnie kompletnie nie przemawia.

Akcja skupia się na uzupełnieniu wiedzy czytelnika na temat owych siedmiu lat między zamachem w Luwrze, a rozpoczęciem wyprawy Huberta do Święcina. Czytelnik jest więc świadkiem tego jak ludzkość radzi sobie w obliczu katastrofy, odnajduje w świecie bez zdobyczy współczesnej techniki, a także jak radzi sobie nie tylko z epidemią, ale również pojawieniem demonów. Obserwujemy także dorastanie samego Huberta i jak nietrudno zgadnąć po tytule jego polowania na demony. Tutaj jednak pojawiają się dwa zgrzyty podczas lektury. Po pierwsze choć z początku akcja ma przyzwoite tempo i książkę czytałam z prawdziwą przyjemnością, w pewnym momencie tak jak przy ,,Strażniku” następuje jej znaczne spowolnienie. Choć trzeba przyznać, że dzieje się tu znacznie więcej i co ważniejsze tym razem nie możemy narzekać na szczątkową ilość niezwykłych stworzeń. Niestety rozczarowuje sama taktyka bohatera względem tropienia i walki z demonami, która od początku do końca książki opiera się na: Demon! Lecę za nim. Po czym po chwili mamy: O nie! Chyba zaraz umrę… Przy czym bohater zyskuje dziwne przeświadczenie, że jest niepokonany.

,,Tropiciel” wypada zdecydowanie lepiej od swojego poprzednika, jednak nadal jest to pozycja posiadająca sporo uproszczeń i nie wykorzystująca w pełni swojego potencjału. Nie będę ukrywała, że finalna ocena trylogii w dużej mierze zależy od tego co czeka na czytelnika w ,,Łowcy”. Liczę na jakieś zaskakujące rozwinięcie pewnych wątków, które niestety tutaj zeszły na dalszy plan. Trzeba jednak przyznać, że mimo sporej objętości ten tom czyta się szybko i może stanowić miłą odskocznie między jakimiś bardziej wymagającymi lekturami.

W ,,Tropicielu” historia zatacza koło, uzupełniając lukę w postaci siedmiu lat które okryte były amnezją Huberta w pierwszym tomie trylogii. Niestety nie otrzymujemy w nim odpowiedzi, na które tak bardzo liczyłam i pozostaje mi mieć nadzieję, że zostaną one udzielone w finałowym ,,Łowcy”.

Ocena: 6/10

Sara Glanc

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu We need YA.