Pierwszy tom Rycerzy pożyczonego mroku wywarł na mnie ogromne wrażenie, nie potrzebowałam więc dodatkowej zachęty by sięgnąć po kontynuację – Wieczny Dwór. Po skończonej lekturze mogę powiedzieć jedno: Dave Rudden po raz kolejny udowodnił, że potrafi wyjść poza schemat i uczynić z niego podstawę do snucia ciekawej i oryginalnej historii.
Akcja drugiego tomu trylogii Rycerze pożyczonego mroku przenosi czytelnika pół roku do przodu od wydarzeń zamykających pierwsze przygody Denizena Hardwicka. Minęło więc dość czasu by opadły pierwsze emocje po dramatycznych wydarzeniach, które rozegrały się w sierocińcu, choć nadal mocno rzutują one na życie bohaterów. Sam Denizen dość słusznie podejrzewa, że nigdy w pełni nie uda mu się otrząsnąć po stracie jaka wtedy ich dotknęła. Co więcej „dar” jaki otrzymał od Mercy – córki Bezkresnego Króla – wydaje się być czymś pomiędzy błogosławieństwem, a przekleństwem. Słowa mocy zwane Kantusami, nieustannie krążą w jego głowie, namawiając do uwolnienia drzemiącej w nich mocy, a nawet świadomość ceny jaka się by z tym wiązała, zdaje się być niewystarczająca do zwalczenia pokusy. Jakby tego było mało do Rycerzy pożyczonego mroku skierowane zostaje oficjalne zaproszenie od Królewskiego Dworu, pragnącego podziękować chłopakowi za ocalenie Mercy. Nikt zaś nie jest w stanie powiedzieć, czy jest to gest dobrej woli, czy sprytnie uknuta pułapka, mająca dać mrokowi szansę na rozprawienie się z rycerzami.
Akcja książki biegnie dwutorowo, z jednej strony obserwujemy dalsze losy Denizena, poznajemy nowych członków Zakonu, poznajemy bliżej jego historię, a także zagłębiamy się w relacje na poszczególnych szczeblach władzy tej organizacji. Bo jeżeli liczyliście, że walka o obronę świata pozbawia ludzi dążenia do kontroli nad innymi i sprawia, że zapominają oni o biurokracji, to cóż… Czeka Was brutalne zderzenie z rzeczywistością. Z drugiej strony pojawia się dwójka nowych bohaterów – bliźniąt, a dokładniej brata i siostry imieniem Uriel i Ambrel, wychowywanych w odosobnieniu, wedle surowych reguł, mających przygotować zarówno ich, jak i pozostałych członków Rodziny do powrotu Wybawicielki, która poprowadzi ich ku wielkiej wojnie. Jak nietrudno się domyślić, losy nowych i starych bohaterów splotą się w pewnym momencie, prowadząc czytelnika od emocjonującego finału.
Wieczny Dwór jest jeszcze bardziej wyładowany emocjami i akcją. Co więcej, autor odkrywa przed czytelnikiem więcej szczegółów i informacji na temat stworzonego przez siebie świata i zamieszkujących go istot. Przyjdzie nam też poznać historię samego Zakonu, która z pewnością zaskoczy nie jedną osobę, dla mnie osobiście zaś stanowi fantastyczny przykład tego jak budować zwartą i przemyślaną fabułę. Po raz kolejny wartka przygoda stanowiła również podstawę do poruszenia poważniejszych tematów, w taki sposób, by nie przytłoczyły one młodszego czytelnika, a jednocześnie nakłoniły go do refleksji nad pewnymi sprawami. Poza poruszanymi już w pierwszym tomie relacjami rodzinnymi, Rudden zagłębia się w temat fanatyzmu – zasad jego działania, tego jak wpływa on na ludzi, zaś przede wszystkim jak niszczący wpływ ma on na dzieci. Jak wychowanie wpływa na to kim się stajemy, a także jak ciężko jest zakwestionować prawdy wpajane nam od małego.
Rycerze pożyczonego mroku to jedna z najlepszych serii fantasy dla młodzieży z jakimi miałam do czynienia. I choć przede mną jeszcze lektura finałowego tomu przygód Denizena Hardwicka, nie wątpię, że będę nią równie zachwycona. Dawno nie spotkałam się z tak przemyślaną fabułą, wciągającym światem i bohaterami, których są tak ludzcy jak tylko mogą być bohaterowie zrodzeni na kartach powieści. Ze swoimi słabościami i zaletami, czasami irytującymi zwyczajami, które mimo wszystko potrafią ująć czytelnika za serce. Bo liczą się nawet najmniejsze szczegóły, przecież to dzięki nim nawet fantastyczne światy zdają się być tak realne. A Dave Rudden zadbał by jego książki były ich pełne.
Ocena: 10/10
Sara Glanc
Książka pod patronatem Kosza z Książkami.
Hmm, zdecydowanie książka nie w moim klimacie i zdania nie zmienię, ale na plus dla niej działa fakt, że główny bohater martwi się w trakcie walki o książki. Miłe zaskoczenie, ale to za mało, żeby mnie przekonać do sięgnięcia po ten tytuł. Gdyby to była wersja postapokaliptyczna, sięgnęłabym po nią zapewne w najbliższym czasie. 😛
Widać, że jednak książka wśród fanów gatunku się broni, po wysokiej nocie, jaka została tutaj wystawiona. Czytelników na pewno jej nie zabraknie. 😀
Pozdrawiam cieplutko,
Lex May
Pierwsza część, moim zdaniem była całkiem dobra, aczkolwiek nie była jakaś wybitna. Niektóre wątki mnie nudziły, ale z samej ciekawości co przygotował autor w drugiej części, na pewno przeczytam.
Sama też nie nazwałabym tej serii wybitną, ale świetnie się przy niej bawiłam, dlatego z czystym sumieniem postawiłam wysoką notę 🙂 A drugi tom podobał mi się jeszcze bardziej 😉