Kraj w którym rządzą liczby, dwójka nieznajomych, których losy złączą się ze sobą – tak rozpoczyna się nowa seria od wydawnictwa Waneko. Co jeszcze czeka nas podczas lektury ,,Plunderera”? Zapraszam do wspólnej wyprawy do świata gdzie liczby decydują o wartości człowieka.

Zanim matkę Hiny pochłonęła ziemia, przekazała ona dziewczynce niezwykły artefakt i nakazała jej odszukać legendarnego Czerwonego Barona. Od tamtego wydarzenia minęło dokładnie pięć lat, a dziewczyna zawędrowała do kolejnego miasta. Już po przekroczeniu jego progów natyka się na miejskiego dziwaka – Rihito, który skrywa swoje oblicze za pokraczną maską i wygłupami niskich lotów. Jak się okaże, spotkanie z nim będzie wydarzeniem, które położy kres długiej wędrówce dziewczyny, za to zapoczątkuje lawinę wydarzeń, która pociągnie za sobą nie tylko niczego nieświadomą bohaterkę.

,,Plunderer” to dla mnie przede wszystkim świetny pomysł na świat w którym dzieje się akcja. Każdy człowiek posiada tu swego rodzaju licznik – którego wartość może wzrastać lub maleć w zależności od jego czynów i tego jak postrzegają go inni. Co ważniejsze jednak, osoby z wyższym licznikiem mogą rozkazywać tym z niższym. Możliwe także jest wyzywanie innych osób na pojedynki w celu  ,,uchronienia się” przed nie wykonaniem polecenia osoby o wyższej wartości licznika. Walki są również kolejnym sposobem na zdobycie dodatkowej liczby ,,punktów”. Trzeba jednak uważać – jeżeli licznik danej osoby spadnie do zera zostaje ona pochłonięta przez ziemię, a jej dalszy los jest nieznany.

Ten element mangi bardzo przypadł mi do gustu. Dostaliśmy tu bowiem oprawione w klimaty fantasty zjawisko, które możemy obserwować we współczesnym świecie – coraz większą pogoń za uzyskaniem ,,jak najwyższego licznika” na mediach społecznościowych i nie tylko, który przybiera czasami zatrważające formy – jak np. system oceny obywateli w Chinach.

O samych bohaterach na razie trudno wiele powiedzieć, ponieważ bardzo łatwo można ich zaszufladkować. Mamy uroczą i naiwną do granic możliwości główną bohaterkę. Mamy tajemniczego, niezwykle silnego (i jak się okazuje przystojnego), a przy tym skrywającego się za maską błazna głównego bohatera. Poboczne postacie również łatwo przepisać do pewnych charakterystycznych dla gatunku kategorii i chyba tylko nasza bohatereczka nie potrafi rozpoznawać typów spod ciemnej gwiazdy. Jednak czytając ,,Plunderea” warto wziąć pod uwagę, że to nie jest jeden z tych tytułów które mają zaskakiwać. To lekka, pełna gagów historia z domieszką akcji. Jako niezobowiązująca lektura sprawdza się dość dobrze.

Pod względem wizualnym ,,Plundere” również prezentuje się dobrze. Mamy tutaj sporo ładnych postaci, choć czasami skrytych pod nad wyraz karykaturalnymi formami – patrzcie chociażby na głównego bohatera. Występuje tu też sporo fan serwisu, co jednym spodoba się mniej, innym bardziej. O ile fabuła nie będzie opierała się na ciągłym rozchylaniu nóg głównej bohaterki (która licznik ma po wewnętrznej stronie uda żeby było ciekawiej), to nie mam nic przeciwko temu, tym bardziej, że tytuł obfituje też w pełne dynamizmu sceny walki, co zasługuje na plus.

Przyznam szczerze, że po przeczytaniu pierwszego tomu ciężko było mi ocenić ,,Plunderera”, ponieważ rozpoczęcie historii było nad wyraz szalone. Elementy humorystyczne przeplatały się tu w takiej mierze z epickimi walkami, poważniejszymi wątkami i sporo porcją fan serwisu, że trudno tu użyć innego określenia iż seria zapowiada się na mocno pokręconą. Jednak co z tego wszystkiego wyjdzie – przyjdzie się nam przekonać w kolejnych tomach.

Ocena: 6/10

Sara Glanc

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Waneko.