Mówi się, że trzecie dzieło świadczy o klasie i dojrzałości artysty, stanowi też przełom w jego twórczości. W ten sposób postrzega się prace muzyków, malarzy oraz oczywiście pisarzy. Richard Phillips dwoma poprzednimi tomami trylogii RHO poprzeczkę postawił bardzo wysoko i miałem nadzieję, że wraz z pojawieniem się zwieńczenia całej historii otrzymamy przysłowiową wisienkę na torcie. Niestety, autor nie spełnił pokładanych w nim nadziei i „Brama” okazała się być tylko gwoździem do trumny.

Pierwsza część cyklu RHO stanowiło ciekawe wprowadzenie do świata wykreowanego przez pana Phillipsa. Autor rozpoczął kilka wątków, przedstawił głównych bohaterów oraz problem. Napisał przyzwoitą powieść, którą czytało się nad wyraz szybko i sprawie i która mnie osobiście dała dużo przyjemności. Drugi tom wprowadził nowe rozwiązania, które idealnie się sprawdziły. Autor postawił na akcję, nowych bohaterów, fabuła gnała do przodu niczym bolid Formuły 1 i nie zwalniała nawet przez chwilę aż po sam, spektakularny finał. Liczyłem, że po tak udanej kontynuacji autor postawi wszystko na jedną kartę, przesunie granice swej wyobraźni jeszcze dalej i zaserwuje swoim czytelnikom swoistą ucztę łączącą to co najlepsze w tomach poprzednich.

Okazało się niestety, że Richard Phillips zwolnił i powrócił do rozwiązań, którym jest zdecydowanie bliżej „Drugiemu Okrętowi”. Osoby czytające poprzedni tom wiedzą jak zakończyła się historia nastoletnich, posiadających nadnaturalne zdolności bohaterów czyli Marka, Heather i Jennifer oraz towarzyszących im super agentów: Jacka Gregory’ego i jego partnerkę Janet. Tom trzeci rozpoczyna się tam gdzie kończy historia opowiedziana w „Remedium”. Jak wiemy, nic co dobre nie trwa wiecznie, dlatego też spokój na Ziemi zostaje zakłócony przez pojawienie się w Wielkim Zderzaczu Hadronów anomalii, która może zniszczyć naszą planetę. Aby temu zapobiec prezydent Stanów Zjednoczonych uniewinnia głównego antagonistę – doktora Stephensona, który jako jedyny może powstrzymać zagrożenie. Wspaniałomyślnie decyduje on się uratować ludzkość, jednakże jego intencje nie są pokierowane chęcią niesienia pomocy.

Pomysł na książkę jest główną zaletą „Bramy”. Wielki Zderzacz Hadronów jako miejsce pojawienia się anomalii oraz niosące to za sobą konsekwencje jest strzałem w dziesiątkę. W końcu też, z czystym sumieniem można tę część nazwać powieścią sci-fi. Pierwszy tom był, pomimo zapewnień wydawcy, książką skierowaną do młodzieży, a wątki popularno naukowe zeszły na dalszy plan. Drugi tom swoim tempem i mnogością akcji przypominał powieść akcji zaś „Brama” ociera się najbardziej o czyste science fiction, co według mnie jest dużym plusem. Jest to też najdojrzalsza część w całej trylogii. Pomiędzy bohaterami wytwarzają się nowe więzi, zaczynają dostrzegać świat w szerszej perspektywie, a ich przemyślenia są po prostu ciekawsze.

To by było na tyle jeśli idzie o pozytywne aspekty. To co sprawia, że książka mi się nie podobała to przede wszystkim tempo. Wszystko dzieje się powoli, nie wiadomo w jakim kierunku zmierza. Dopiero w połowie książki fabuła nabiera rumieńców, bohaterowie ruszają z miejsca i otrzymujemy powtórkę z „Remedium”. Po tym zrywie autor znowu zwalnia i właściwie do finału częstowani jesteśmy kolejnymi przygotowaniami do rozgrywki finałowej. Samo ostateczne starcie też nie jest tym czego się spodziewałem. Odnoszę wrażenie, że autorowi brakło inwencji i pomysłu jak poprowadzić zakończenie. Liczyłem na epicką walkę kosmicznych najeźdźców z ludźmi, a dostałem marną tego namiastkę w postaci kilku kosmitów. Co więcej, jeśli jesteście zaznajomieni z twórczością Richarda Phillipsa to wiecie, że powstała kontynuacja Projektu Rho, więc zakończenie stanowi otwartą księgę. Ostatnim zarzutem, który chciałbym wystosować w stronę „Bramy” to powrót do naiwności i przewidywalności tomu pierwszego. Bohaterom po prostu wszystko idzie za łatwo i właściwie poza jednym niepowodzeniem w całej kilkusetstronicowej książce udaje im się bez większych problemów osiągnąć swoje cele. Bez żadnych przeszkód udaje im się przeniknąć chociażby w szeregi pracowników Wielkiego Zderzacza Hadronów czy wręcz spacerkiem opuścić super tajną siedzibę CIA, pełną po zęby uzbrojonych agentów. A to tylko czubek góry lodowej.

Podsumowując, „Brama” jest książką dobrą, aczkolwiek jest to za mało by mogła stanąć w szranki o walkę o miano najlepszego tomu spośród całej trylogii. Akcja zdecydowanie zwolniła, bohaterowie pomimo swej dojrzałości popełniają głupie błędy a i tak wiadomo, że uda im się osiągnąć upragniony cel. Zakończenie rozczarowuje a i sama powieść mogłaby być odrobinę krótsza przez co stałaby się dynamiczniejsza i  tym samym ciekawsza. W moim rankingu „Brama” okazała się być najgorszą w całej trylogii. Nie zmienia to faktu, że chętnie zapoznam się z kolejną trylogią umieszczoną w uniwersum RHO.

Ocena: 5,5/10

Ariel Agaciński