Dziś pragnę Was zaprosić na drinka do pubu Luna – tylko od razu ostrzegam unikajcie kawy, nie należy do najlepszych. Co więcej uważajcie by nie rozzłościć żadnego z klientów – o zadymę tam nie trudno. A co ważniejsze bądźcie mili dla kelnerki, to babka, którą w razie kłopotów warto mieć po swojej stronie. Mówiąc krótko zapraszam Was do lektury ,,Kropli Życia” Oliwii Tybulewicz!

Przyznam szczerze, że moim pierwszym skojarzeniem po rozpoczęciu lektury była gra ,,Coffee Talk”, w której gramy jako barman serwując gościom (nie będącym w większości ludźmi) różne napoje, jednocześnie wysłuchując ich historii. W książce Oliwii Tybulewicz sytuacja zdaje się być dość podobna. Wioletta to młoda kobieta pracująca w pubie Luna – teoretycznie nie byłoby w tym nic niezwykłego gdyby nie fakt iż jest to miejsce tłumnie odwiedzane przez istoty nadprzyrodzone, które potrafią być nad wyraz niewdzięczną i problematyczną klientelą. Sama Wioletta o istnieniu wampirów, wilkołaków, wiedźm, elfów i innych istot, które nieodłącznie kojarzą nam się z fantastyką dowiedziała się przypadkiem, ale dość szybko przekonała się, że potrafi sobie dość dobrze radzić w niecodziennych sytuacjach z ich udziałem, co nie uszło uwadze właściciela lokalu. I tak nasza bohaterka skończyła starając się wykonywać swoją pracę jednocześnie pilnując by jej bywalcy nie puścili Luny z dymem. Bądź nie dopuścili się do jej zniszczenia w inny, równie widowiskowy sposób.

Problemy zaczynają się w momencie, gdy w ręce Wioletty wpada tajemniczy eliksir, który jak się później okazuje należy do bardzo wpływowej wampirzycy. A w każdym bądź razie należał, bo po wypróbowaniu jego właściwości  Wiola budzi się z amnezją, ale za to bez fiolki z magicznym specyfikiem. I powiedzieć, że znalazła się w naprawdę sporych kłopotach to naprawdę mało. A, że nieszczęścia lubią chodzić parami, to będzie dopiero początek tarapatów, z jakimi będzie musiała sobie poradzić nasza bohatera.

Oliwia Tybulewicz zaprasza czytelników do świata w którym możemy spotkać całą plejadę istot znanych nam z powieści fantasy w ich dość klasycznych odsłonach – będziemy tu mieli wyniosłe, ale także powalające swoim urokiem wampiry, wilkołaki o silnym poczuciu hierarchii i przywiązaniu do stada, piękne elfy, wredne wiedźmy, młodych czarodziejów, którzy ewidentnie nadużywają alkoholu i jak to wielu młodych ludzi, pod jego wpływem wyczyniają sporo głupstw, niezbyt muzykalne gnomy – bywalców pubu Luna wymieniać można by długo. Trzeba jednak przyznać, że właśnie pryzmat ich ukazania stanowi największy atut książki. Bo choć z pozoru mamy tutaj klasyczne śledztwo w poszukiwaniu utraconego magicznego przedmiotu, to jednak cała akcja w głównej mierze skupia się w Lunie, a my obserwujemy ją oczami Wioletty – kelnerki, która choć pozbawiona jakiś niezwykłych mocy, nie daje sobie wchodzić na głowę i nie szczędzi kąśliwych komentarzy pod adresem swoich klientów. To właśnie owo pokazanie ikonicznych już w popkulturze i fantastyce istot, od drugiej strony lady, jako klientów (choć bynajmniej nie można nazwać ich zwykłymi)  stanowi esencję ,,Kropli Życia” i główne źródło humoru.

Bo trzeba przyznać, że to dość wesoła i lekka historia, mimo wagi tarapatów w jakie wpakowała się jej bohaterka. Cała akcja, poza śledztwem, skupia się na pracy Wioletty, kontaktach z bliskimi, uciekaniu przed próbującą ją wyswatać nadopiekuńczą matką. Nie zabraknie także nieco bardziej absurdalnych sytuacji, jak opieka nad zagubionym pieskiem, któremu bliżej do bestii z piekła rodem niż domowego pupila, szkolenia nowo zatrudnionej osoby w Lunie, które będzie bardziej przypominało ratowanie z opresji pakującej się co rusz w kłopoty nowicjuszki w świecie magii. Możecie być pewni, że dzieje się sporo, okazji do śmiechu nie zabraknie, a z Wiolą nie dość, że nie sposób się nudzić to trudno jej również nie polubić.

Z resztą nie jest ona jedyna wartą poznania postacią, jaką spotkamy na kartach książki. Żeby nie zdradzać za wiele powiem tylko, że dla przykładu nie sposób nie poczuć sympatii do młodego wilkołaka zafascynowanego wampirami, czy wyrzucić z pamięci pewnej wiedźmy, która upodobała sobie za przysmak kurze nóżki – a to bynajmniej nie jest najdziwniejsza potrawa jaką ma w swej karcie dań Luna.

Jedyne do czego mogę mieć zastrzeżenia, to okładka książki, która kompletnie nie oddaje charakteru powieści. Osobiście kojarzy mi się bardziej z powieścią grozy, albo jakimś mrocznym fantasy, co niestety w ogóle nie pasuje do treści ,,Kropli Życia”. Dlatego nie dajcie się zwieść pozorom i jak to się często mówi: Nie oceniajcie książki po okładce.

,,Kropla Życia” to lekkie, zabawne i pełne uroku urban fantasy, w którym zostajemy wrzuceni do świata pełnego mniej i bardziej popularnych paranormalnych istot (z wampirami, wilkołakami i wiedźmami na czele), a których perypetie będziemy oglądali przez pryzmat poczynań pewnej zadziornej kelnerki pubu Luna. Lektura książki sprawia masę przyjemności, zaskakuje swoją lekkością i pozwala na chwilę niezobowiązującego relaksu doprawionego szczyptą zakręconych przygód i równie pokręconego śledztwa. Naprawdę warto się skusić i wybrać do pubu Luna – tylko pamiętajcie by nie zadzierać z tamtejszym kucharzem. A i kelnerkom lepiej nie podpadać 😉

Ocena: 8/10

Sara Glanc