O to nadszedł ten moment, w którym trzeba pożegnać się z Davianem i Caedenem. Czy uda im się pokonać zło? Czy można zmienić przyszłość? Przedstawiamy ,,Blask ostatecznego kresu” – finał trylogii Licaniusa.

Davian nadal jest uwięziony w nieznanej krainie, wie, że nie może w niej umrzeć, co nie znaczy, że Czcigodni  nie będą próbować złamać, go w inny sposób.

Wirr powoli zaczyna rozumieć różne zagrywki polityczne, jednak nadal jest mu bardzo ciężko. Tym bardziej że nie ma wokół siebie swoich najbliższych przyjaciół.

Z kolei plan, który obmyślił Caeden zmierza ku końcowi, ale zanim się on ziści, czeka go jeszcze zmierzenie się z konsekwencjami swoich dawnych uczynków.

Przyznam szczerze, że gdy tylko książka trafiła w moje ręce, to z jednej strony bardzo się ucieszyłam i od razu chciałam się za nią zabrać i dowiedzieć się jak to się wszystko skończy, tym bardziej że przez swoją objętość (ponad tysiąc stron), wiedziałam, że przeczytanie jej zajmie mi trochę czasu, z drugiej jednak strony bardzo nie chciałam rozstawać się ze wszystkim bohaterami. Niestety wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. A trzeci tom trylogii Licaniusa był bardzo dobry, mogę nawet stwierdzić, że najlepszy z całej trylogii.

O „Blasku ostatecznego kresu” na pewno nie można powiedzieć, że jest nudny. Dzieje się w nim tyle, że czasami zastanawiałam się, czy autor da w końcu, chociaż chwilę odetchnąć bohaterom. Niestety miał on dla nich zupełnie inny plan. Praktycznie każdy bohater pod wpływem wszystkich przeżyć przechodzi przemianę. Jedną z największych przeszedł Caeden, który ostatecznie uzmysławia sobie, niektóre ważne prawdy.

Osoby, które mają w planach ten tom, muszą przygotować się na to, że jest on bardzo krwawy, wiele osób straci życie, niestety nie tylko bohaterowie, którzy byli mało istotni dla fabuły.

W tej książce bardzo podobało mi się to, jak autor połączył ze sobą wszystkie wątki. Każda postać, która pojawiła się nawet na chwilę, pojawiła się w jakimś konkretnym celu. Praktycznie wszystko zostało w jakiś sposób wyjaśnione (poza historią Aelrica i Decji, ale o nich ma powstać osobna książka). Niektóre końcowe wydarzenia udało mi się odgadnąć, niektóre jednak były dla mnie zaskoczeniem. Ostatecznie jestem bardzo zadowolona z zakończenia, chociaż nie spodziewałam się, że to, co na końcu miało miejsce, tak mi się spodoba.

O czym warto też wspomnieć, to, to, że na samym początku jest streszczenie poprzednich tomów. Często w wielu trylogiach lub dłuższych seria bardzo mi tego brakuje, zwłaszcza gdy czas pomiędzy wydaniem poszczególnych tomów, jest dość długi i nie zawsze wszystko pamiętam. A tak w tej książce od razu mogłam zagłębić się w historię i nie miałam wrażenia, że o czymś zapomniałam.

Podsumowując, cała trylogia Jamesa Islingtona jest jedną z lepszych serii fantasy, jaką miałam ostatnio przyjemność przeczytać. Każdy tom, chociaż wydawało mi się to niemożliwe, był coraz lepszy, a do „Blasku ostatecznego kresu” nie mam absolutnie co do czego się przyczepić. Więc jeśli, ktoś się zastanawia czy warto po nią sięgnąć, to ja mogę z czystym sumieniem polecić ją każdemu, kto lubi wartką akcję i ciekawą fabułę. Z pewnością nikt, kto postanowi sięgnąć po tę serię, nie będzie zawiedziony.

Ocena: 10/10

Honorata Jamroży