Zapraszamy do przeczytania ostatniego już w tym roku wywiadu (ale nie martwcie się, w przyszłym roku zaprosimy do rozmów kolejnych autorów i autorki 😉 ). Tymczasem zapraszamy do lektury rozmowy z Wojciechem Wójcikiem – autorem, który od swojego debiutu w 2016 roku regularnie serwuje czytelnikom trzymające w napięciu powieści kryminalne, w tym najnowsze jego dzieło ,,Krwawe łzy”.

,,Krwawe łzy’’ to pańskie najnowsze dzieło – czego mogą spodziewać się po nim Pana czytelnicy?

Starałem się, by zgodnie z receptą Hitchcocka, akcja Krwawych łez zaczęła się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie nieprzerwanie rosło. Moja najnowsza książka jest kryminałem policyjnym. Mamy tu śledztwo w sprawie o zabójstwo w przygranicznej wiosce na Podlasiu, a także drugie zabójstwo, w sercu pokrytych śniegiem Bieszczadów. Bohaterami jest para funkcjonariuszy policji – doświadczony Paweł Łukasik, oddelegowany karnie na niewielki lokalny posterunek, i Agnieszka Jamróz, dla której jest to pierwsza poważna sprawa. Krąg podejrzanych, tak jak w niektórych klasycznych kryminałach (np. u niedoścignionej Agathy Christie) jest zamknięty – ogranicza się do członków nietypowej wiejskiej społeczności.

Większość pańskich książek to zamknięte historie, w ,,Krwawych łzach’’ powracają jednak postacie znane czytelnikom z ,,Kursu na śmierć’’. Czy dla Pana – jako autora – powrót z dawnymi bohaterami to również coś miłego? Dobrze było powrócić do skór wykreowanych przez siebie postaci?

To moje pierwsze doświadczenie z bohaterami powracającymi w kolejnej książce i – muszę przyznać – doświadczenie bardzo przyjemne. Sądziłem, że taki powrót może się wiązać z pewnym zmęczeniem materiału, ale było dokładnie odwrotnie – praca nad tekstem posuwała się do przodu tak płynnie, jak nigdy dotąd. Przestałem się dziwić, dlaczego koledzy po piórze tak chętnie tworzą kilkutomowe serie. Mam nadzieję, że Paweł i Agnieszka jeszcze powrócą, przynajmniej tyle razy, ile bohaterowie Lipowa Kasi Puzyńskiej, które aktualnie pochłaniam.

Skąd bierze Pan wiedzę na temat pracy policji, prowadzenia dochodzeń i innych tego typu tematów, które, jakby nie patrzeć, stanowią ważne elementy kreowanych przez Pana historii?

Mam to szczęście, że wśród moich znajomych jest kilku obecnych i byłych policjantów. Najczęściej zwracam się o pomoc do kolegi, który przez kilka lat pracował w Komendzie Głównej, a wcześniej – też przez kilka lat – związany był z Wyższą Szkołą Policji w Szczytnie. Pewnym handikapem jest w moim przypadku także miejsce zamieszkania. Mieszkam w Legionowie, zaraz obok Centrum Szkolenia Policji. Tak więc research nie stanowi problemu. Oczywiście korzystając z jego dobrodziejstw staram się nie zapominać, że nie piszę podręcznika z procedur, a moje historie są fikcyjne. Moim celem jest dostarczanie rozrywki, a nie np. instruktaż, w jaki sposób są wizualizowane dane ze stacji bazowych sieci telekomunikacyjnej.

Skąd wziął się pomysł na osadzenie akcji ,,Kursu na śmierć’’ na terenie ośrodka szkoleniowego policji? Czy wiąże się z tym jakaś historia?

Pierwszym impulsem do osadzenia akcji Kursu na terenie „podstawówki”, bo tak określane są tego typu ośrodki, był widok, który ukazał się moim oczom pewnego czerwcowego wieczoru po tym, jak wyszedłem z budynku basenu. Basen w Legionowie znajduje się zaraz obok Centrum Szkolenia Policji. Za parkanem zobaczyłem wykończoną kursantkę, która mówiła coś do radiotelefonu, a jednocześnie patrzyła za ogrodzenie z taką miną, jakby miała ochotę je przeskoczyć i uciec. Dojrzałem w niej Agnieszkę, czyli bohaterkę Kursu. Jeszcze tego samego wieczoru poszedłem na spacer wzdłuż ogrodzenia Centrum, a później obejrzałem sobie jego teren na Google Maps. W wyobraźni pojawił mi się zalążek pomysłu, który kilka tygodni później zacząłem przelewać na papier.

Czy Pana wykształcenie oraz doświadczenie zawodowe – przez pewien czas zajmował się Pan dziennikarstwem sportowym – są w jakiś sposób pomocne przy pisaniu książek?

W jednej z moich wcześniejszych powieści, Garści popiołu, umieściłem fragment akcji w budynku gazety, w której pracowałem, ale tak naprawdę doświadczenia z tamtego okresu wykorzystałem dopiero w Himalaistce. Dziennikarstwo to ciężki kawałek chleba i ta książka chyba nieźle to pokazuje. Sam wspominam swój okres pracy raczej pozytywnie, ale nie obyło się bez gorszych momentów. Najgorzej wspominam dzień, w którym zawaliła się hala w Katowicach, a ja otrzymałem polecenie, by pojechać gdzieś pod Kielce i pogadać z rodziną młodej zawodniczki, bodaj piłkarki ręcznej, która tam zginęła. Odmówiłem. I jednocześnie zrozumiałem, że ta robota nie jest dla mnie.

Lubi Pan czytać kryminały? A jeżeli tak, to czy posiada Pan swój ulubiony – który wbił Pana w fotel i do którego lubi pan wracać?

Czytam nie tylko kryminały. Książką, która wywarła na mnie największe wrażenie, był chyba Gem w Berlinie Lena Deightona. Ostatnio zachwyciły mnie Filary ZiemiKenaFolleta. A z kryminałów, które czytałem w ostatnim czasie, bardzo podobał mi się Przystanek śmierć Tomasza Konatkowskiego. Szkoda, że ten autor tak ograniczył w ostatnich latach swoją aktywność. Co jeszcze? Oczywiście retrokryminały Krajewskiego i Wrońskiego, genialne Uwikłanie Miłoszewskiego, Puzyńska, Chmielarz, Gorzka, Potyra… Mógłbym wymieniać jeszcze długo, bo uwielbiam książki.

Co według Pana cechuje dobry kryminał?

Nie istnieje chyba recepta na idealny kryminał. Wystarczy spojrzeć na nazwiska, które podałem przed chwilą. Każdy z tych autorów pisze inaczej. Proszę porównać sobie twórczość Kasi Bondy i na przykład kryminały o Perrym Masonie. Zupełnie inne gatunki, prawda? A oba wspaniałe. Wydaje mi się, choć zabrzmi to banalnie, że o jakości książki decyduje często to, ile serca włożono w jej napisanie. Dlatego nie wolno się śpieszyć i tworzyć na akord. Chyba, że jest się Remkiem Mrozem lub Maksem Czornyjem. Większość ich książek, mimo tempa, w jakim je piszą, wciąż jest bardzo dobra. Nie wiem, jak oni to robią.

Czy według Pana możliwa jest zbrodnia doskonała?

Pewnie tak. My, twórcy kryminałów, lubujemy się w wymyślaniu zbrodni prawie doskonałych, bo w końcu sprawiedliwość musi zatriumfować. Ciekaw jestem, czy ktoś zdecyduje się kiedyś pójść o krok dalej i w ostatnim zdaniu, po sześciuset stronach śledztwa stwierdzi ustami bohatera, że tym razem zbrodnia była doskonała, zabójca uciekł i nic nie da się zrobić. Taka książka nie będzie miała chyba wysokich oceń na Lubimy Czytać.

Podczas pisania wcielenie w którą stronę jest dla Pana większym wyzwaniem – tych którzy popełniają zbrodnie czy tych którzy z nią walczą?

Intuicyjnie wskazałbym, że trudniej jest się wcielić w czarne charaktery, ale z drugiej strony sterowanie złymi postaciami może być większym wyzwaniem dla wyobraźni i – jako takie – może sprawiać większą frajdę. Tak więc, po zastanowieniu, postawię tutaj znak równości.

Pańskie książki często łączą w sobie elementy kryminały, powieści sensacyjnych i thrillerów – czy planuje Pan spróbować swoich sił również w innych gatunkach, czy dobrze czuje się Pan na znanych sobie wodach?

Być może spróbuję kiedyś napisać powieść historyczną, chociaż w moim wykonaniu nawet taka powieść miałaby elementy kategorii kryminał/sensacja/thriller. Na pewno nie stworzę natomiast powieści obyczajowej, bo nie wiedziałbym jak – nigdy takiej nie czytałem. Fantasy to również nie moja bajka, podobnie jak science-fiction.

Jakie to uczucie zobaczyć już kolejne swoje dzieło na półkach księgarni ?

To wciąż smakuje tak samo. Uwielbiam też moment, w którym kurier dostarcza mi paczkę z egzemplarzami autorskimi. Ale najbardziej uszczęśliwia mnie widok mojej książki w rękach obcej osoby, w autobusie, pociągu czy kolejce w urzędzie. Doświadczyłem tego widoku pięciokrotnie i za każdym razem było to naprawdę niesamowite uczucie. Za każdym razem chciałem podejść i spytać, czy się podoba, ale ostatecznie odpuszczałem. W końcu nie należy przeszkadzać ludziom w czytaniu, czyż nie?

Jak rozpoczęła się Pana przygoda z pisaniem?

Moja przygoda z pisaniem rozpoczęła się rzecz jasna od czytania. Pochłaniałem książki od ósmego roku życia – najpierw były to przygody Tomka Wilmowskiego, potem Pana Samochodzika, a potem powieści młodzieżowe Niziurskiego, Minkowskiego, Ożogowskiej czy Bahdaja. W pewnym momencie, czytając jakąś wyjątkowo dobrą książkę, postanowiłem samemu spróbować swoich sił jako pisarz. Pierwsze historie, które tworzyłem jako dwudziestolatek, urywały się po kilkunastu stronach, ale za którymś razem wreszcie się udało. Mój pierwszy ukończony tekst nosił tytuł Czarna gwiazda. Był to tzw. fanfik twórczości Wiesława Wernica, słynnego twórcy westernów. Później od czasu do czasu coś pisałem, aż wreszcie, w dwa tysiące szesnastym udało mi się zadebiutować powieścią sensacyjną Nikomu nie ufaj.

Czy pracuje Pan już nad kolejną książką – jeżeli tak, czy może Pan coś na jej temat zdradzić?

Niedawno skończyłem tekst pod roboczym tytułem Trzecia szansa. Na ogół nie rozmawiam o pozycjach jeszcze niezaakceptowanych przez mojego wydawcę, ale dla „Kosza z książkami” zrobię wyjątek. Jest to kryminał policyjny z nietypową parą śledczych – policjantką stawiającą pierwsze kroki w wielkim mieście w i nauczycielem akademickim, który trochę nabroił. Oboje podążają tropem bezwzględnego zabójcy, mordującego swe ofiary na warszawskich cmentarzach.