Jeśli tęsknisz za pisarzami, których prześladuje siła zarówno niższa jak i wyższa, aniołami w bamboszkach, kucharzami z mackami zamiast dłońmi, króliczkami z niepokojącymi skłonnościami znaczy, że musisz nadrobić kiślowersum! Oto bowiem nadchodzi Siła niższa autorstwa Marty Kisiel, kontynuacja jedynego w swoim rodzaju Dożywocia. Alleluja!

Bo w bamboszkach nie sposób być niemiłym. A kiedy ty jesteś miły dla innych, to inni są mili dla ciebie. Tak działa ten świat. Alleluja.

Lojalnie uprzedzam, że recenzja ta zdradza fabułę poprzedniej części, czyli Dożywocia, także drogi czytelniku zostałeś uprzedzony. Z drugiej strony… czy jest jeszcze ktoś kto nie zapoznał się z Dożywociem? Z Lichotką i jej mieszkańcami? Do czytania marsz!

-Ooo… A czy trolle rozmnażają się przez cylinder, czy przez pączkowanie?
-Obstawiałbym raczej ruchy tektoniczne.

Konrad Romańczuk po pożarze Lichotki zmuszony jest szukać nowego lokum dla siebie i swoich dożywotników. Przenoszą się tym razem na obrzeża miasta. Konrada dopada największy horror każdego człowieka, przez który włos się jeży na głowie – rachunki. Bowiem tym razem jako, że nie jest to Lichotka nie działa na nią już aż tak Licho, czyli trzeba się obyć bez takich udogodnień jak samoczynnie naprawiające się domostwo, czy „magicznie” nie pojawiające się rachunki. Nasz drogi bohater przygnieciony jest tak bardzo prozą życia i walką o utrzymanie, że jedyne wytchnienie przynoszą mu nocne cotygodniowe wyprawy na zakupy w Tesco. Tam natomiast staje się rzecz niezwykła. Cud właściwie, niemalże zwiastowanie. Poznaje on Pawła, który ma…większego. Anioła stróża oczywiście. Tym samym Konrad dowiaduje się, że nie jest jedyną osobą, która posiada takich niezwykłych dożywotników. Ba! Jest nawet forum tego poświęcone! Wiedza ta wywraca jego życie do góry nogami. Tylko nie tak jak by się tego spodziewał…

Tsadkiel kroi warzywa od linijki, naleśniki wytycza cyrklem, a gdyby miał nieograniczony dostęp do komputera, każdy posiłek planowałby w arkuszu kalkulacyjnym. Za to Krakers wierzy w bomby kaloryczne dalekiego zasięgu jako uniwersalną gwarancję powszechnego szczęścia i pokoju miedzy narodami i gatunkami świata.

Siła niższa funduje nam powrót starych bohaterów – melanholijnego i zabieganego Konrada, Carmillę czyli przerażającą redaktorkę, szalone króliki, drobne i kochane Licho, etc. Jednak tym razem ferajna nam się rozrosła. Poznajemy Turu Brząszczyka, potomka wikingów, który w celach zarobkowych rzeźbi z drewna aniołki z zezem (a Licho dzierga im bamboszki. Wiking & Anioł spółka z o.o. Zamówienia nie są przyjmowane). Mimo budzącego respekt wyglądu jest to człowiek do rany przyłóż, a także miłośnik księżniczek Disneya co można zobaczyć na okładce książki. Jednak nie zawaha się potrząsnąć tym i owym osobnikiem by poszedł po rozum do głowy (a jest kim potrząsać…). Mamy żołnierzy z Wermachtu, dość ciekawe złote rączki, które wszystko naprawią albo będą rżnąć w karty. Mamy też JEGO. Opokę i ostoję. Drugiego anioła stróża. Zadkiela, znaczy Dupkiela…tfu! Tsadkiela. Zupełne przeciwieństwo Licha, postać nad wyraz wyniosłą i przemądrzałą i osobnika numer jeden, który godnie zastąpił Szczęsnego w zatruwaniu życia Romańczykowi. Chłop bowiem nie może mieć za łatwo w życiu prawda? Fanów Szczęsnego natomiast uspokajam – jego osoba również się pojawi. Tak jak i pojawiło się na świcie Niebożątko. Wracając do aniołów, nagle okazuje się, że nie wszystkie anioły mówią w formie bezosobowej: zostawiłom, zeszłom, etc. Mój światopogląd legł w gruzach! Choć dla mnie do końca życia kanonem pozostanie ta wersja piosenki Roszpunki:

-MARZENIE MAM!
-Marzenie mam!
– MARZENIE MAM!
-Chce zobaczyć światło latających laaamp! Bardzo na tym mi zależy, cieszę się, że zeszłom z wieży, kochani, tak jak wy, marzenie maaaaaaaaam!

Bohaterowie to mocna strona ałtorki, pełni sprzeczności bądź stereotypów (wbrew pozorom jedno nie wyklucza drugiego). Kochamy ich bądź nie cierpimy, na pewno jednak nie przechodzimy obojętnie, każdy bowiem ma coś do powiedzenia od siebie. Każda z postaci także zmienia się, dojrzewa, jak prawdziwi ludzie, bądź też w paru przypadkach nie do końca ludzie.

-Tyle dobrego, że nie ma ognistego miecza… (…)
-Miał – odparował Paweł z goryczą, gapiąc się tępo na talerzyk, już bez ciasteczek. – Ale mu Kaśka skonfiskowała, kiedy trzeci raz z rzędu wypalił nam dziury w wykładzinie.

Uczucia po przeczytaniu Siły niższej mam mieszane. Z jednej strony radość i euforia ponieważ wracają moi kochani bohaterowie, wraca absurdalny humor i zarwanie nocy, bo przecież nie można odłożyć książki skoro już się ją wzięło do ręki. Z drugiej… krzywdzą mi Licho! Przyznam szczerze, że były momenty, w których złorzeczyłam ałtorce za takie traktowanie kochanego aniołka. I choć na koniec wszystko wyszło na dobre to moje biedne serce musiało być kojone kuflami melisy. Również Konradowi powinno się oberwać tylko czekałam, aż Turu mu wygarnie…

Po tych słowach histeria mogła już tylko zakasać rękawy i z werwą rozpocząć prezentację swych możliwość. A siła niższa rozsiadła się w pierwszym rzędzie i wtranżalając popcorn, szlochała ze szczęścia.

Drugi tom widocznie różni się od poprzedniego. Ewidentnie dojrzał, spoważniał, pod warstwą śmiechu o wiele łatwiej dojrzeć poważniejsze tematy, takie jak akceptacja, odpowiedzialność. Poza łzami ze śmiechu mogą pojawić się także te zupełnie innego pochodzenia. Jednocześnie można odnaleźć nadzieję na to, że na końcu zawsze wszystko się ułoży. Nawet jeśli w międzyczasie ktoś (czyt. pewien wkurzający anioł) będzie musiał dostać po głowie. Siła niższa pokazuje nam dobitnie,  że nie ma nic straszniejszego niż proza życia oraz to, że przed problemami nie można uciekać. Bo myśląc tylko o sobie można uczynić krzywdę innym. I że to właśnie jeśli chodzi o siły to ta niższa bardziej niż ta wyższa wpływa na nasze życie. Jednak miłośników humoru Marty Kisiel uspokajam – nadal odradza się czytania w miejscach publicznych, chyba że nie przeszkadzają wam dziwne spojrzenia innych ludzi podczas gdy wy będziecie się trząść ze śmiechu. Absurd za absurdem, pech za pechem, tego nie braknie. Ponieważ tylko u Marty Kisiel Tesco może funkcjonować nie tylko jako świątynia konsumpcjonizmu, ale także wytchnienie i mekka dla zagonionych życiem ludzi, Niebożątka znikać i pojawiać się, zła przedwieczne piec mazurki na święta oraz natrafić na bardzo specyficzny opis porodu.

Styl ałtorki jak zwykle pozostał niepodrabialny. Wciąż jej silny atutem jest bogaty język, zabawa nawiązaniami literackimi. Ach te cudowne opisy, które z radością się czyta! Żeby tak można było powiedzieć o każdej powieści…

Myślę, że specjalnie zachęcać do sięgnięcia po Siłę niższą nie muszę. Każdy czytelnik Dożywocia zapewne już to zrobił. Jeśli nie to dostanie od Krakersa po głowie. Albo zacznie nawiedzać go Szczęsny. Mnie pozostaje jedynie czekać na kolejną powieść Marty Kisiel, bo z pewnością sięgnę po KAŻDĄ.

Ocena: 10/10 (+1 dla Licha. Alleluja)

Magdalena Ostrowska