Ostatnio, jeśli chodzi o kryminały, dominował nurt na literaturę pochodzącą z krajów nordyckich. Wśród autorów sytuację prawie zdominował Jo Nesbo. Jednakże prawie robi wielką różnicę. Bowiem gdzieś z cienia, niczym kolejny antagonista ze swych książek, wychyla się Jeffrey Deavers. Romans między tym autorem a czytelnikami trwa od dłuższego czasu. Tym razem autor oferuje nam Pocałunek Stali.

Uwaga na spoilery!!! Lincoln Rhyme, po śmierci Baxtera, oskarżonego, który został skazany, udaje się na emeryturę i kończy z konsultacjami w sprawach kryminalnych. Nie mogąc jednak siedzieć bezczynnie zaczyna znów wykładać na uczelni, gdzie poznaje Juliette Archer, tetraplegiczkę, którą przyjmuje na swoją stażystkę. Dobrze się składa gdyż właśnie zaczyna zajmować się konsultacjami w procesie cywilnym.

Amelia Sachs – Ruda – śledząc podejrzanego o morderstwo staje się świadkiem tragicznego wypadku w centrum handlowym. Otwarta klapa przy samym szczycie ruchomych schodów miażdży niewinnego człowieka. Ten umiera z powodu utraty zbyt dużej ilości krwi, zaś podejrzanemu udaje się zbiec. Pogoń za Strażnikiem Narodu jest niebezpieczna, gdyż jego bronią są wszystkie możliwe urządzenia z zamontowanym inteligentnym czujnikiem DataWise5000. Całe miasto może stać się jego narzędziem w walce, o czym dowiedzą się w niedługim czasie niczego niepodejrzewające ofiary szaleńca.

Poza tym w życiu Amelii pojawia się znów Nick, były partner, który ma misję udowodnienia swej niewinności. Sachs będzie musiała stanąć przed wyborem czy zaufać byłemu kochankowi, czy postępować według regulaminu. Pulaski zaś zaczyna schodzić na złą drogę. Stara się wytropić dla własnych celów nowego dilera, który oferuje prochy, które w końcu uśmierzą jego nieustający ból głowy.

Jeffrey Deavers przyzwyczaił mnie do dobrej lektury. Każda książka po którą bym nie sięgnął, a która była jedną z części cyklu o Rhymie jest w pełni dopracowanym kryminałem o niebanalnym przestępcy, z piekielnie ciekawymi zwrotami akcji. Jednak to co najbardziej do mnie przemawia to ukazanie procesów myślowych kryminalistyków i grupy badaczy, która ma trudności w odczytaniu poszczególnych poszlak. Nie znajdziecie tutaj nieprawdopodobnych wypadków rodem z seriali „Kryminalne zagadki”. Jeden okruch nie okazuje się najważniejszym z dowodów, zamiast tego każdy pojedynczy element stanowi całość obrazka. Jest to ciężka praca, długie godziny siedzenia nad analizą i białymi tablicami, gdzie wszelkie wnioski i wątpliwości są zapisane i wielokrotnie, aż do znudzenia, przetwarzane. Oprócz tego każda z postaci, choćby wprowadzona tylko na chwilę, jest przedstawiana z taką dokładnością, z jaką wiąże się jej rola w fabule. Budowany od podstaw wizerunek szaleńca, jego motywy, zachowania to bardzo ciekawy materiał do przemyśleń po zakończeniu lektury.

Za polskie wydanie odpowiada wydawnictwo Prószyński i S-ka. Bardzo miły w dotyku papier i świetne wykończenie, gdyż po lekturze, mimo swej objętości, grzbiet książki wciąż wygląda nienagannie. Podoba mi się również opracowanie graficzne okładki Pani Ewy Wójcik – bardzo dobrze oddaje klimat zawartości.

Lektura obowiązkowa zarówno dla wszystkich, którzy tak jak ja zaczynali swą przygodę od niezapomnianego Kolekcjonera Kości, jak i dla tych którzy chcą przeczytać dobry kryminał. Choć tych drugich ostrzegam – nie obędzie się bez sięgnięcia po wcześniejsze jedenaście tomów.

Ocena: 8/10

Krzysztof Zawiszewski

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka.