Wspomóż mnie, Praojcze, przed sługami Czarnoboga i Wołosta Wstaw się za mną u Jessy, abym mógł przezwyciężyć wszelkie niedogodności. Ja, Jaksa, za którym bies wciąż idzie, chylę czoła, abyś dopomógł mnie w walce z Hungurami, stworzonymi ku memu potępieniu przez Jacka Komudę.

Królestwo Lendii staje na skraju upadku. Hungurska horda naciera, a jej liczba wymyka się wszelakim szacunkom. Jest ona jak żywioł wody, który chce zalać ziemie należące do jednowierców. Miłosz z Drużyc postanawia zakończyć tę walkę. Hungurski kagan musi zginąć. Przyjmując na siebie to brzemię przygotowuje się na najgorsze. Czyni kroki mające zapewnić ochronę jego rodzinie, żonie Wenedzie oraz Jaksie, jego synowi. Nie wszystko jednak idzie po jego myśli. Zdrajcy czający się wśród własnego ludu biją pokłony najeźdźcom, rodzinę oddają w ich ręce. Szczęście sprzyja jednak synowi Drużyca. Zdołał uciec od pewnej śmierci. Dostaje się do lżejszej niewoli. Jednak był to ostatni moment jego samotnego życia. Od tego momentu wciąż podąża za nim cień, który pozostawia po sobie śmierć i zniszczenie. Bies idzie wciąż za nim.

Jaksa, bies idzie za mną to pierwszy tom cyklu, nie licząc opowiadań wydanych wcześniej. Jest to również pierwsze moje spotkanie z tym bohaterem. I mówiąc szczerze były to ciężkie początki. Jacek Komuda w pierwszym, wprowadzającym rozdziale przedstawia właściwie całą strukturę królestwa Lendii. Co za tym idzie mamy bardzo dużo terminologii, tytułów szlacheckich, heraldyki, stopni wasalnych oraz opisów oręża. Z jednej strony widać jak wiele pracy podjął autor by jak najwiarygodniej oddać świat zrodzony w jego wyobraźni. Jednakże ta szczegółowość w pewnym momencie zaczyna być nużąca. Sam świat zaś jest bardzo ciekawy. Królestwo Lendii to połączenie Słowian oraz Skandynawów, zaś Hungurowie wzorowani są według mnie na ludzie mongolskim. Kontrast tych dwóch ludów, pomijając już cechy czysto fizyczne, jest świetnie opisany. Różne wierzenia, obrzędy a także relacje społeczne są bardzo dobrze przemyślane.

Co do głównego bohatera, Jaksy, to muszę przyznać, że uważałem za karkołomne zadanie zrobienie z niego niemowy. Sądziłem, że to po prostu „nie wypali”. I w pewnym sensie miałem rację. Już tłumaczę. Jaksa przez większość czasu nie może wydobyć z siebie słowa, jednak wtedy zamiast mówić działa. W hungurskiej niewoli jednak zachowuje się tak jak przystało do jego roli społecznej – niewolnika. Budził właściwie we mnie litość i wołanie o pomstę do autora by się wreszcie opamiętał. Bo ile poniżenia może znieść jeden nastolatek! Aż w końcu, poprzez ból i cierpienie, Jaksa odzyskuje mowę i w pewnym sensie godność. Następuje przemiana z niewolnika w rycerza. Choć trochę to nad wyraz powiedziane. Może bardziej giermka. Lub mściciela.

A teraz chwila o zakończeniu książki. Tytuł ma czterysta stron. I dopiero ostatnie sto skłoniło mnie do tego, że sięgnę po kolejny tom cyklu. Viggo był tym czynnikiem, który sprawił, że kiedy skończyłem czytać poczułem niedosyt i chęć na więcej. Dlatego teraz robię sobie duże nadzieje na drugą część.

Za wydanie odpowiada wydawnictwo Fabryka Słów. Ilustracje Pawła Zaręby robią niesamowite wrażenie, bardzo klimatyczne. Podoba mi się również, jak zawsze zresztą, zamieszczenie mapy Lendii. Wzrok przykuwa także okładka, na której wykorzystano ilustrację Sergeia Shikina, zaś twarda oprawa będzie się świetnie prezentowała na półce.

Mówiąc szczerze miałem spory problem z oceną. Bo jeśli przebrniecie przez pierwszy rozdział książka Was zauroczy. Trzeba dać jej tylko szansę.

Ocena: 6,5/10

Krzysztof Zawiszewski