Nie jedna książka porównywana była do serii o Harrym Potterze, chcąc zwabić czytelników obietnicą niezwykłej, magicznej przygody. ,,Miasteczko Rotherweird” okrzyknięto Harrym Potterem dla dorosłych – nie ukrywam, że mocno mnie to zaciekawiło i postanowiłam sprawdzić, ile prawdy kryje się w tych słowach.

Nasza historia zaczyna się w roku 1558, kiedy to ówcześnie panująca angielska królowa decyduje się skazać na wygnanie dwunastkę niezwykle utalentowanych dzieci, których niezwykłe umysły sprawiają iż są postrzegane jako pomioty szatana. Na szczęście dla nich, nie wszyscy ludzie dają wiarę zabobonom i dzieci odnajdują schronienie w małym, odizolowanym od reszty kraju miasteczku Rotherweird.

Od tamtych wydarzeń minęło czterysta pięćdziesiąt lat, jednak miasteczko zdaje się jakby zastygłe w czasie. W dalszym ciągu odizolowane od świata, niechętnie wpuszczające obcych i rządzące się prawami jakby z innej epoki. Do tego dziwnego miejsca przybywa dwóch gości, którzy mimo zakazu pragną odkryć historie i sekrety Rotherweird. Sekrety równie pociągające, co niebezpieczne.

,,Miasteczko Rotherweird” to niewątpliwie opowieść magiczna, przesycona tajemnicą, łącząca w sobie przygodę, mroczne zagadki i duszny, niepokojący klimat. Pomysł na fabułę jest niezwykle oryginalny i z pewnością przypadnie do gustu nie jednemu czytelnikowi. Niestety książka nie jest również pozbawiona wad.

Sięgając po powieść Andrew Caldecotta należy przygotować się na dość długi wstęp. Akcja rozkręca się mniej więcej po przeczytaniu 1/3 książki, więc dość późno. W dodatku mnogość postaci może z początku powodować pewien mętlik, tak samo jak i nieco enigmatyczne podejście autora do bohaterów, którym brakuje nieco głębi. Od razu należy także dodać, że o wspominanych na początku dwunastu uzdolnionych dzieciach wiele się nie dowiemy, ot to zaledwie króciutki epizod wprowadzający nas do czasów teraźniejszych w których rozgrywa się główna część książki. Warto też dodać, że książka przepełniona jest różnej maści opisami – osobiście dość lubię ten element książek, jednak tutaj nie mogłam pozbyć się wrażenia, że momentami dość mocno spowalniał on fabułę.

Wiemy już, że ,,Miasteczko Rotherweird” jest niezwykłe i magiczne, jednak czy słusznie porównywane do opowieści o młodym czarodzieju, która podbiła cały świat? Z tym bym również nieco polemizowała. Niezwykły duszny klimat łączy się tutaj bowiem ze swego rodzaju groteską, miejscami jest wręcz dziwnie co bardziej może przypominać ,,Alicję w Krainie Czarów”. W dodatku elementów fantastycznych jest dość mało jak na tak obszerną powieść i zostały one zdominowane przez przeważające elementy obyczajowe. Autor ogromną uwagę poświęcił nakreśleniu relacji między bohaterami i obowiązujących norm. Być może proporcje te odwrócą się w kolejnych tomach – wiadomo bowiem, że to jeszcze nie koniec historii.

Podsumowując, ,,Miasteczko Rotherweird” to tytuł ciekawy, jednak nie wykorzystujący w pełni swojego potencjału. Pomysł na fabułę jest jak najbardziej warty uwagi, jednak wykonanie pozostawia miejscami wiele do życzenia, przez co wiele osób może być książką w ostatecznym rozrachunku dość zmęczona. To, czy ,,Miasteczko Rotherweird” Was oczaruje, pozostanie więc tajemnicą, którą będziecie musieli rozwikłać sami.

Ocena: 6/10

Sara Glanc