Requiem Upadłych. Księga pierwsza: Studnia Przepaści to jak sam tytuł mówi pierwszy tom rozpoczynający nader obszerną historię wykreowaną przez autora skrywającego się pod pseudonimem Jack Clemence. Co czeka czytelników sięgających po tę pozycję łączącą w sobie magię i technologię? Czy docenią ją wyłącznie miłośnicy fantastyki i steampunku? Ciekawych odpowiedzi na te pytania zapraszam do lektury recenzji.
Historia opisana w Requiem Upadłych z pozoru wydaje się opierać na dość prostym i sprawdzonym schemacie. Pojawia się opisywane w przepowiedniach cudowne dziecko, które posiada moc zdolną zmienić porządek obecnego świata – jak nie trudno się domyślić wywołuje to dość spore zamieszanie, a każdy pragnie wykorzystać je do własnych celów. Z misją odnalezienia i przyprowadzenia owego dziecka wysłany zostaje młody i niedoświadczony kapitan, a jego wyprawa odciśnie się piętnem na losie całego świata. Jest to jednak wyłącznie zarys głównej osi fabularnej, przykrytej mnogością wątków pobocznych, w jaką obfituje powieść i które z pewnością przyciągną i zaskoczą niejednego podczas lektury. Należy jednak wykazać się dużą dozą cierpliwości podczas lektury, gdyż całość rozwija się nad wyraz wolno, a i miłośnicy dynamicznych scen walk nie mają tu czego szukać.
Książka rozpoczyna się dość nietypowo, bo zamiast tradycyjnego wprowadzenia w snutą przez siebie opowieść autor przedstawia czytelnikowi trzydziestu stronicowe kompendium wiedzy o wykreowanym przez siebie świecie. Rozpoczynając od definicji steampunku, poprzez przedstawienie świata, jego krain, historii i kultury państw, klimatu panującego w poszczególnych rejonach, poprzez wierzenia mieszkańców, kończąc na zasadach jakimi rządzi się obecna w tym świecie magia. Przyznam szczerze, że choć z początku wydawało mi się to interesującym zagraniem, to jednak pod koniec lektury owego kompendium była jedynie mocno zagubiona. Informacji tam zawartych było zdecydowanie za dużo i wątpię, by czytelnicy byli w stanie zapamiętać chociażby taką mnogość nazw. Wielu taki wstęp może wyraźniej zniechęcić i osobiście skłaniam się ku dawkowaniu niezbędnych informacji o świecie w trakcie lektury.
Z drugiej jednak strony rozumiem powód dla którego autor zdecydował się na taki zabieg. Stworzony przez niego świat jest ogromny i łatwo byłoby się z nim zagubić, więc zarówno mapa umieszczona na wewnętrznej stronie okładki, jak i wspomniane wyżej kompendium są wyjątkowo przydatne. Gdy już zaopatrzeni we wszystkie potrzebne informacje zanurzamy się w historię trafiamy do świata ery parowej, gdzie, choć mamy do czynienia z magią, to jednak rozwijająca się technologia gra pierwsze skrzypce. Przyjdzie nam więc udać się w podróż buchającą parą lokomotywą (co z resztą stanowi bardzo klimatyczny wstęp do całej historii), być świadkami pojedynków z użyciem broni palnej, czy zapuścić się w głąb miasta, zasnutego oparami dymów fabryk. Wymieniać można by długo, gdyż wykreowany przez autora świat jest nad wyraz bogaty i różnorodny.
To samo z resztą tyczy się bohaterów. Ich liczba może przytłoczyć, jednak gdy weźmiemy pod uwagę rozmiar dzieła, to śmiało zapewniam, że na ponad ośmiuset stronach dla każdego znajdzie się dość miejsca. I wielu z nich naprawdę zasługuje na uwagę. Jedyne do czego mogę się przyczepić to poziom żartów serwowanych przez bohaterów, niestety dość częste napominanie o bekaniu czy pierdzeniu średnio się sprawdza jako element komiczny.
Cała historia prowadzona jest narracją trzecioosobową, można więc się poczuć niczym słuchacz snutej przez autora historii. W tekście nie brakuje zwrotów do czytelnika, co akurat jest zabiegiem dodającym całości klimatu, który bardzo mi się spodobał. Jednakże, jak już wspominałam wcześniej, w tekście brakuje dynamiczności, co niestety mocno mnie rozczarowało, chociaż w powieściach z gatunku fantasy emocjonujące opisy walk czy innych wzburzających krew podczas lektury wydarzeń doszukiwać się będzie chyba większość czytelników. Nie brakuje za to obszernych opisów, z jednej strony szczegółowych i dobrze napisanych, z drugiej momentami przytłaczającymi i spowalniającymi jeszcze bardziej akcję.
Wydanie prezentuje się dość dobrze. Czytelnik otrzymuje klimatyczną okładkę, mapę świata, a treść przyozdobiona jest kilkoma rysunkami, które umilają lekturę. Szkoda tylko, że przy tak obszernym tytule nie pokuszono się o twardą oprawę, która zdecydowanie lepiej by się sprawdziła w tym przypadku.
Pomimo pewnych elementów, które przeszkadzały mi podczas lektury, wyprawę do świata Requiem Upadłych uważam za udaną i obiecującą. Jak autor sam przyznaje, była to jedynie próba jego umiejętności i mam nadzieję, że z tej próby rozwinie się coś więcej, a lektura Requiem Upadłych będzie niosła ze sobą więcej emocji. Tymczasem wszystkich czytelników lubujących się w rozbudowanych światach, nad których kreacją można się na dłużej pochylić, zapraszam by wraz z Jackiem Clemence wsiedli do pociągu i wysłuchali snutej przez niego historii. Na pewno nie wysiądą z niego zawiedzeni.
Ocena: 6,5/10
Sara Glanc
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję autorowi.
Najnowsze komentarze