Z przyjemnością informujemy, że ,,Kruki” – kontynuacja książki ,,Wiedma” autorstwa Moniki Maciewicz – są już dostępne w sprzedaży! Obie książki gorąco polecamy wszystkim miłośnikom słowiańskich klimatów!

GDY MA SIĘ MOC, ŁATWO ULEC ZŁU…

Nad przemyskim grodem krąży chmara kruków. Nikogo by nie zaniepokoił ten widok, gdyby nie fakt, że ptaki te zazwyczaj latają w niewielkich stadach. Kruki spragnione padliny najwyraźniej wyczuwają, że wkrótce będzie jej pod dostatkiem. Czyżby śmierć wyruszyła zbierać swe żniwo? Żerca, sprawujący opiekę nad świątynią Swaroga, odczytuje złowróżbne znaki. Nie potrafi ich jednak jednoznacznie zinterpretować. Obawia się, że mieszkańcom pobliskiego grodu zagraża niebezpieczeństwo. I to niejedno. Zaniepokojony szuka pomocy u Wiedmy. Mimo że cieszy się ona coraz większym poważaniem wśród ludzi, przeszkody, które się przed nią piętrzą, są potężniejsze.

Zapraszamy do lektury fragmentu książki:

Podróż z nosem przy cholewie porywacza była nad wyraz uciążliwa. Ani niewygodna pozycja, ani ocierający do krwi łęk nie dawały się tak we znaki jak unosząca się woń. Pomyślała, że wolałaby już stracić przytomność. Ale jej nie traciła. Zaczęła rozważać, że gdyby tak tę woń potu zmieszaną z zapachem zwierzęcej skóry utrwalić, stanowiłoby to nie lada odstraszacz dla niepożądanych wielbicieli lub wielbicielek.

Była bardzo zmęczona. Może by się poddała i pozwoliła wieźć gdziekolwiek, ale smród, który musiała znosić, mobilizował resztki sił. Skupiła się, przypominając sobie wszystkie zaklęcia szkodzące, których uczyła ją Caryczka. I choć szaman był najwyraźniej na wszystkie odporny, to nie dotyczyło jego konia. Albo stawał dęba, albo wyrzucał tylne nogi, wierzgając. Wprawdzie było to dość ryzykowne, bo ona na tym koniu zwisała niczym juczny worek, w dodatku miała ograniczone ruchy przez sieć sznurów, które ją oplatały. Szaman postanowił uspokoić ją, usypiając swym rytmicznym śpiewem. Ona jednak świadoma, jak poprzednio nią zawładnął, broniła się zawzięcie. Odpowiadała na jego zaklęcia swoimi. W innym rytmie, w piskliwym tonie. Wykrzyczane, a raczej wypiszczane zaklęcia wprawdzie nie miały mocy wprowadzania w trans, ale skutecznie rozbijały „mantryczność”, a tym samym skuteczność szamanich dźwięków.

Koń był udręczony rzucanymi przyrokami. Urojone węże czy wilki co chwila wzbudzały w nim panikę. No i tych dwoje drących się jednocześnie. Tego było za wiele. Stanął, zaparł się kopytami niczym wół zaprzęgnięty do ciężkiej pracy i zarżał. Szaman na chwilę ucichł, skłaniając konia do jazdy poklepywaniem czy lekko uderzając w jego boki piętami. Na próżno. Wiedma natomiast nie ustawała w swych magicznych zaklęciach. Rozzłoszczony mężczyzna zrzucił ją na ziemię, z satysfakcją wsłuchując się w jęk bólu, który przerwał wrzaski.

– Twoja moc jest do rzyci! – zawołała. – Zniewoliłeś mnie, bo ci strach zmierzyć się z niewiastą!

Zeskoczył z konia i stanął nad nią. Chyba zastanawiał się nad znaczeniem słów, które wypowiedziała.

Koń tymczasem, już nieco uspokojony, z jednej strony zaczął skubać trawę, z drugiej ją nawozić. Wiedma wskazała głową koński nawóz, nie spuszczając wzroku z porywacza.

– Twoja moc.

Zrozumiał. Zaśmiał się, ale inaczej niż dotychczas. Złowrogo. Jego śmiech przebrzmiał krótkim echem. W oczach błysnęła złość. Sięgnął do pochwy okutej srebrem i wyjął sztylet. Teraz twarz miał poważną, skupioną. Pochylił się nad uprowadzoną, trzymając obnażone ostrze. Przerażona zamknęła oczy. Szarpnął nią. Poczuła, jak ucisk sznurów łagodnieje. Przecinał je wzdłuż jej ciała. Mogła wreszcie się wyswobodzić. Była jak motyl po wydostaniu się z kokonu. Zmięta i obolała.