Nie będę ukrywała, że uwielbiam książki o demonach. Mogą być one głównymi postaciami powieści lub po prostu stanowić ważny element świata, nie ma to dla mnie większego znaczenia. Dlatego bez chwili wahania sięgnęłam po debiutancką powieść Dominiki Szałomskiej zatytułowaną Demon żądzy. Czy słusznie dałam się skusić tytułowym demonem? Zapraszam do lektury recenzji.
Demon żądzy to historia Emily McDonet, która pewnego dnia odkrywa, że nie jest jedynie zwykłą dziewczyną, a spadkobierczynią niezwykłego daru, genu pierwszej kobiety, która chodziła po ziemi. Jej życie drastycznie się zmienia, a świat ludzki krzyżuje się z innym, zamieszkanym przez demony i anioły. Jakby tego było mało, tytułowy Demon Żądzy Asmodeusz i Obłąkany Anioł Lukas rozpoczynają walkę o jej ciało i duszę.
Tak w skrócie przedstawia się fabuła książki. W dalszej części powieści pojawi się także wątek Władcy Piekieł – Lucyfera, któremu Emily jest przeznaczona i z którym będzie zmuszona stoczyć walkę „o swoją niezależność, miłość do ukochanego mężczyzny i o swoje kobiece wartości” – jak możemy przeczytać z tyłu okładki. Opis sugeruje także, że Demon żądzy to opowieść o odkrywaniu kobiecej tożsamości i własnej wartości. Wydaje mi się, że to ostatnie napisano trochę na wyrost, usiłując zasugerować, iż książka wnosi coś więcej poza przyjemnością z lektury. Ale do tego wrócę jeszcze później.
W książce do najważniejszych postaci, jak nietrudno się domyślić, zaliczać będziemy Emily, Asmodeusza, Lukasa i Lucyfera. Przez cały czas będą nam też towarzyszyć pomocnicy i przyjaciele Demona Żądzy, również przedstawiciele demonicznej rasy, Samael i Awnas. Emily, jako spadkobierczyni genu Ewy, obdarzona jest niezwykłą mocą, która u każdej kobiety z rodu ujawnia się pod inną postacią. Główna bohaterka jest jednak wyjątkowa, co również nikogo nie zdziwi, i okazuje się mitycznym feniksem. Charakter bohaterki jest jednak jeszcze bardziej wybuchowy od jej mocy, co doskonale oddaje poniższy cytat:
„Raz jestem bliska depresji, zaraz potem rozpalona i namiętna, a na koniec wściekła rzucam rzeczami i ranię niewinne osoby.”
I trudno mi się z tym nie zgodzić. Emily wydaje się sama nie wiedzieć, czego chce. Z jednej strony potrafi bez chwili wahania przyjąć to, co jej się mówi, nie zastanawiając się, czy dla przykładu dopiero co napotkany demon pragnący jej duszy może kłamać, z drugiej – wścieka się, żądając odpowiedzi, tupiąc i wygłaszając niekiedy absurdalne pogróżki. I choć z początku można to tłumaczyć nieokiełznanym feniksem w jej wnętrzu, którego uczy się kontrolować, później staje się to wyłącznie męczące. Bohaterka działa spontanicznie, pod wpływem impulsów, w ogóle nie myśląc o konsekwencjach swoich czynów. Cała fabuła zdaje się toczyć tylko dzięki brakowi pomyślunku ze strony Emily, która bynajmniej nie jest osobą uczącą się na błędach.
„Znowu to zrobiłam, znowu nabroiłam.”
Sam związek dwójki bohaterów przyjmuje niecą dziwną postać. Mamy tu do czynienia z naprzemienną, zbyt dużą dawką słodyczy, równoważoną przez wybuchy agresji, kłótnie, odchodzenie od siebie. Schemat love–hate bywa ciekawy, jednak musi mieć on jakieś uzasadnienie, a tutaj niekiedy ciężko się go doszukać, a trudno cały czas zwalać winę na wybuchowe charaktery obojga. Szczególnie, że niektóre powody ich kłótni wydają się dziecinne i niepasujące do całości.
O konkurencie demona – Lukasie, który niewątpliwie jest ważną postacią i odgrywa istotną rolę w całej historii – nie dowiemy się aż tak wiele. Wszyscy nazywają go obłąkanym aniołem, jednak na dobrą sprawę można by tak nazwać Emily czy Asmodeusza. Jedyne przejawy obłędu, jakie widać u Lukasa, to napady agresji, od których nie stronią pozostali bohaterowie, gdy coś idzie nie po ich myśli.
Lucyfer jaklo Władca Piekieł jest chyba największym narwańcem i bynajmniej nie ukrywa swojego zamiłowania do przemocy. Nie wyróżnia się jednak na tle pozostałych bohaterów i bywa równie niekonsekwentny. Czekał na kobietę-feniksa, odkąd na ziemi pojawiła się pierwsza kobieta, a jednak gdy Emily wreszcie do niego trafia, nie przeszkadza mu to w grożeniu jej co chwilę, że ją zabije.
Samael i Awnas są jak dla mnie postaciami może nie tyle wyróżniającymi się oryginalnymi charakterami, co mającymi w sobie zadatek na zostanie interesującymi bohaterami, nawet jeżeli występują tylko w rolach drugoplanowych. Szkoda jednak, że nie poświęcono im nieco więcej uwagi. To samo tyczy się innych postaci przewijających się w trakcie książki i będących znacznie ciekawszymi od głównych bohaterów.
Gdyby jedynym grzechem książki byli irytujący bohaterowie, można by jej to wybaczyć. Jednak tytułu nie broni ani świat, ani fabuła.
Miejsca akcji można wyliczyć na palach jednej ręki. Są to: miasto rodzinne Emily, dom Samaela, kryjówka Lukasa, Diocopolis – Miasto Przeklęte, Los Angeles i Piekło. I choć niektóre nazwy brzmią obiecująco, czytelnikowi będzie dane wraz z bohaterką oglądać zwyczajne domy, liczne korytarze, drzwi i równie niewyróżniające się niczym podwórza. Choć nie mogę zarzucić opisom niedokładności, to brakuje w nich czegoś, co pozwoliłoby odczuć, że bohaterka nie jest już częścią świata ludzi, a znalazła się w innej rzeczywistości, gdzie panują potężne istoty jak demony, anioły, wiedźmy. Brakuje magii czy chociażby niezwykłości, która wyróżniałaby stworzony przez autorkę świat. O samych istotach zamieszkujących ziemię wraz z ludźmi także nie dowiemy się wiele.
Sama historia do pasjonujących też nie należy, w większości bohaterka jest gdzieś zamknięta, czy to przez swojego demona, czy anioła. Będziemy uczestniczyć w licznych dialogach i dopiero ostatnie trzydzieści stron przepełni czysta akcja, gdzie z kolei wszystko rozegra się za szybko i czytelnik odczuje wyraźny niedosyt. I o ile opisy pomieszczeń i strojów są dokładne, to walki nie wzbudzają szczególnych emocji.
Niektóre wątki w książce urywają się bez zakończenia, co również boli. Nie są co prawda jakieś niesłychanie ważne dla fabuły i nie psują całości, ale osobiście nie lubię, gdy autor sugeruje drugie dno, po czym jakby sam zapomina, że o tym wspomniał, i już do tego nie wraca. Wróćmy jednak do wspomnianego na początku odkrywania kobiecej tożsamości i własnej wartości. O ile co do poznawania własnej wartości nie miałabym żadnych obiekcji, to nijak nie potrafię doszukać się w książce odkrywania kobiecości. Trudno powiedzieć, żeby bohaterka prezentowała sobą jakieś wyższe ideały albo należała do postaci dążących do celu i ewoluujących w trakcie swoich przygód. Emily od początku do końca jest taka sama. Miłość do jednego z bohaterów, o którą walczy, trudno zaliczyć do odkrywania prawd o kobietach. Tym bardziej, że Emily miewa o mężczyznach dość ciekawe poglądy:
„Faceci i ich małe rozumki. Czy to demon, anioł, czy zwykły mężczyzna. Każdy myśli, że jak przemówi do kobiety jak do dziecka i wytłumaczy powoli, to ona od razu zrobi wszystko, co jej każe.”
Na okładce książki możemy znaleźć ostrzeżenie, iż zawiera ona treści o charakterze erotycznym. Nie ma ich jednak dużo i są przedstawione w sposób taktowny, bez zbędnych szczegółów. Osobom o dużej wyobraźni zapewne jednak wystarczą. W książce pojawiają się również przekleństwa, gdy autorka chce podkreślić, jak bardzo zły bądź wkurzony jest któryś z bohaterów. Pojawiają się one w odpowiednich miejscach, jednak gdy czytam je po raz kolejny i należą już do następnej osoby, będącej przeciwko głównym bohaterom, nie odnoszą one już takiego skutku. Zwłaszcza, że koniec końców i tak wychodzi na to, że nikt nie potrafi okiełznać agresywnej dwudziestojednoletniej kobiety o częstych wahaniach nastroju.
Sporo pomarudziłam, powytykałam błędy, ostatecznie jednak nie mogę powiedzieć, że po książkę nie warto sięgać i szkoda na nią czasu. Sam pomysł jest dość ciekawy i powieść ma swój potencjał. Jednak wymaga dopracowania, lepszego zarysowania charakterów bohaterów i zniwelowania uproszczeń, które pozwalałyby fabule iść dalej. Komu więc może spodobać się Demon żądzy? Wszystkim osobom lubiącym paranormal romance, lektury, przy których nie trzeba dużo myśleć, niebojącym się przymknąć oko na niedociągnięcia bądź po prostu szukającym przeciętnego czytadła na jeden wieczór.
Ocena: 3,5/10
Sara Glanc
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Novae Res.
Najnowsze komentarze