Po ,,Arlo Finch i Dolina Ognia” sięgnęłam z ciekawości. Nie ukrywam, że ładna okładka zrobiła swoje, a i szukałam czegoś lżejszego do przeczytania w wolnej chwili. Nie spodziewałam się jednak żadnych fajerwerków podczas lektury i to był mój pierwszy błąd… Zapraszam do wyprawy do Pine Mountain wraz z Arlo Finchem!

Arlo i jego rodzinę po raz kolejny czeka przeprowadzka. Odkąd ojciec chłopaka popadł w konflikt z prawem i musiał uciekać za granicę, dwunastolatek, jego starsza siostra i matka nie mają łatwego życia. Gdy skończyły im się już możliwości matka postanawia zabrać swoje dzieci w rodzinne strony i tym właśnie sposobem rozpoczyna sie przygoda w Pine Mountain w Kolorado.

Ta niewielka mieścina położona w górach i otoczona lasami zdawałoby się, że nie będzie oferować wielu rozrywek. Jednak szybko okazuje się, że każdy dzień chłopca wypełniony jest po same brzegi atrakcjami, z których nie wszystkie można by uznać za zwyczajne. Bo dla Arlo przyjazd do Pine Mountain przepleciony był spotkaniem z ekscentrycznym wujkiem, zobaczeniem ducha dawno zmarłego psa, rozpoczęciem nauki w nowej szkole i przystąpieniem do Straży – swego rodzaju obozu harcerskiego, w którym szybko przekona się, że okoliczne lasy nie są wcale takie zwyczajne. Poczynając od niezwykłych istot je zamieszkujące, po dziwne wydarzenia i sprawności zdobywane podczas kolejnych zajęć w terenie przywodzących na myśl magię.

John August w swojej książce przeplata elementy rodem z książek przygodowych z odrobiną magii, tajemniczych istot i sporą dawką akcji, co tworzy naprawdę wciągającą i interesująca mieszankę. Z jednej strony czytelnik otrzymuje wiele charakterystycznych dla gatunku elementów – młodego bohatera, który okaże się wcale nie takim zwykłym chłopcem, paczkę przyjaciół, która będzie zacieśniać więź między sobą, tajemnicę do rozwiązania i masę przygód. Z drugiej strony książka ma w sobie coś ujmującego co sprawia, że wyróżnia się na tle innych książek młodzieżowych. Dlatego dla mnie lektura ,,Arlo Finch i Dolina Ognia” okazała się czymś więcej niż lekkim przerywnikiem między kolejnymi książkami i stała się naprawdę wciągającą pozycją.

Autor zaserwował na kartach swojej powieści nie tylko naprawdę sympatycznych bohaterów, ale także niezwykle klimatyczną scenerię, góry i lasy w okół Pine Mountain zdają się tak prawdziwe jak to tylko możliwe. Nie można także zapominać o elementach magicznych, które są również ważne, o których jednak nie będę mówić zbyt wiele – cały urok lektury ,,Doliny Ognia” polega na samodzielnych ich odkrywaniu, dlatego nie chce nikomu psuć tej przyjemności. Do tego wszystkiego warto dodać, że książka została napisana w naprawdę przyjemny sposób. Czyta się ją z czystą przyjemnością. Nie zabrakło tu pięknych opisów, czy naturalnie wypadających dialogów.

Pod względem wydania książka prezentuje się bardzo dobrze. Jak już wspomniałam na wstępie okładka jest bardzo ładna i przyciąga wzrok. Co więcej wewnątrz książki poza drobnymi zdobieniami rozdziałów znajdziemy także ilustracje utrzymane w tym samym stylu co okładka. Ogromnie przypadły mi one do gustu i stanowiły dodatek do lektury.

Nie wszystkie wątki poruszone w ,,Dolinie Ognia” zostały zamknięte, a i samo zakończenie sugeruje, że to dopiero początek przygód Arlo Fincha – osobiście bardzo się z tego powodu cieszę. To była naprawdę dobra książka przygodowa, w sam raz zarówno dla młodszych jak i nieco starszych czytelników. Nie będę też ukrywać, że sama z przyjemnością ponownie spotkałabym się z dzielnym dwunastolatkiem i jego przyjaciółmi w Pine Mountain. Uwierzcie mi na słowo to naprawdę magiczne miejsce.

Ocena: 8/10

Sara Glanc

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Jaguar.