Współczesny rynek wydawniczy jest nieustannie zalewany kolejnymi tytułami postapokaliptycznymi. Rozkwit tego gatunku niewątpliwie został rozpoczęty twórczością Głuchowskiego z jego legendarnym Metro 2033 na czele. Jak to często bywa w świecie, także na arenie literatury jakość zaczyna być zmieniana na ilość, co niekorzystnie wpływa na przyjemność odbioru kolejnego tytuły danego cyklu. Czy Upadła Świątynia zaliczy się właśnie do tego „ilościowego” trendu, czy zawarte na okładce obietnice są warte poświęcenia jej czasu? Czy w świecie zagłady jest jeszcze miejsce na bycie człowiekiem? Na te oraz inne pytania odpowiedzi znajdziecie w Upadłej Świątyni autorstwa Dominiki Węcławek.
Przedstawiona w książce historia jest bardzo prosta. Główny bohater, wraz ze swoją drużyną, zostaje wysłany na powierzchnie w celu neutralizacji zagrożenia, które może zniszczyć istniejącą jeszcze ludzkość. Oprócz najważniejszego celu widać, że dowódca drużyny będzie musiał zmierzyć się z demonami przeszłości. Aby nie zdradzać zbyt wielu szczegółów powiem jedynie, iż zakończenie może was zaskoczyć.
Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że po przeczytaniu tej książki srogo się zawiodłem. Jej najmocniejszym atutem są bohaterowie, którzy starają się jak mogą, aby uratować powieść. Na tym polu nie można zarzucić autorce niczego złego. Postacie są naprawdę sympatyczne, uczuciowe, oraz do granic możliwości ludzkie. Każdy posiada swoją unikatową historię, z którą mniej lub bardziej dzieli się z nami podczas lektury. Niemniej czuć tutaj trochę schematyczności w doborze drużyny, oraz profesji, lecz nie wpływa to znacząco na odbiór bohaterów. Żałuję, że niektórzy z nich zostali na siłę zepchnięci na drugi plan, spłaszczeni do granic możliwości. Według mnie kilka postaci zasługuje na więcej uwagi, ale to kwestia gustu.
Świat przedstawiony jest prosty i krótki jak linie naszego stołecznego metra. Tyle lat w budowie, kolejne prace zapowiedziane na odległą przyszłość, a w tak małej infrastrukturze na każdym rogu czyha na nas śmiertelne niebezpieczeństwo. Jest to trochę komiczne, autorka po prostu nie do końca przemyślała koncept z ulokowaniem poszczególnych miejsc na mapie stacji metra. Widać próby jakiegoś podziału stref, granic wpływów poszczególnych „organizacji”, lecz tak naprawdę to tylko niewielka próbka przy możliwościach nawet tak ograniczonego świata. Świat poza obszarami bezpiecznego metra jest całkiem barwny jak na nasze standardy. Brak dłuższych opisów okolic, czy jakichkolwiek lokalizacji kluczowych dla akcji. Szkoda, gdyż spustoszone tereny można genialnie zagospodarować.
Fabuła zawarta na kartach tej książki jest dość monotonna. Obietnice zawarte na okładce zostały spełnione, jednak ich wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Brakuje polotu, głębi. Całość jest wykonana metodycznie, od punktu A do punktu B, bez jakichkolwiek niespodzianek. Nie twierdzę jednak, że fabuła jest zła, tylko to wszystko gdzieś już było, a całość została po prostu źle przedstawiona czytelnikowi. Na plus wpływa fakt, iż książka napisana jest przystępnym językiem, dzięki czemu czyta się ją szybko i przyjemnie.
Upadła Świątynia to kolejny dość przeciętny tytuł, który zagościł do Uniwersum S.T.A.L.K.E.R. Świetne pomysły zostały pogrzebane lawiną nieprzemyślanych decyzji. Warto jednak dać temu tytułowi szansę. Czyta się szybko i nad wyraz przyjemnie. Dodatkowo na samym końcu zawarte są dwa opowiadania, które wyjaśniają kilka ciekawych wątków.
Ocena: 5,5/10
Krzysztof Chodara
W tym miejscu pragnę podziękować wydawnictwu Fabryka Słów za przekazanie egzemplarza do recenzji.
Najnowsze komentarze