Teoretycy oraz znawcy mawiają, że reklama jest dźwignią handlu. Sprawia, że sięgamy po produkt nawet jeśli w normalnych okolicznościach nie mamy na niego ochoty lub nie czujemy potrzeby posiadania go. Nie inaczej dzieje się w przypadku literatury. Ileż to razy natykamy się na książkę, której okładka oraz opis zachęcają nas do zapoznania się z treścią. Zdarza się, że oczekiwania, pobudzone przez wydawnictwo nijak mają się do stanu realnego i nastawiając się na powieść jednego typu dostajemy coś odmiennego. Czy reklamowana przez Fabrykę Słów jako science – fiction pierwsza część trylogii Richarda Phillips’a Drugi Okręt okazała się być tym czego można oczekiwać po opisie i sposobie jej prezentacji? Bynajmniej.

 

Historia jest prosta i nieskomplikowana. Pewnego dnia w 1948 w Aztec, w Stanach Zjednoczonych rozbija się niezidentyfikowany pojazd latający. Staje się to przyczyną rozpoczęcia badań nad wrakiem oraz punktem wyjściowym dla całej historii. Mija kilkadziesiąt lat, wrak wciąż okryty całunem tajemnicy przed resztą świata, badany na wszelkie możliwe sposoby przez nie do końca mającego czyste intencje wiceprezesa Projektu RHO (organizacji powołanej w celu odkrycia tajemnicy pojazdu), Donalda Stephensona, okazuje się być źródłem interesujących właściwości, które w odpowiedni sposób wykorzystane pomogłyby w rozwoju cywilizacji. Przekonujemy się jednak że, nie do końca jest to celem owianego złą sławą doktora.

W tym momencie do gry wkracza troje przyjaciół: Heather oraz bliźniacy Mark i Jennifer. Jak można się spodziewać w skutek niespodziewanego zbiegu okoliczności znajdują drugi okręt, który podobnie jak ten już odnaleziony z nieznanych przyczyn rozbił się na Ziemi.  Odkrycie to sprawi, że ich życie wywróci się do góry nogami oraz wplącze ich w intrygę, której macki sięgają daleko poza małą społeczność Los Alamos, w której przyszło im żyć. Co więcej, dowiedzą się jakie plany wobec ludzkości ma wiceprezes organizacji i postanowią przeszkodzić mu w ich realizacji.

Przygody młodych bohaterów śledzi się z zaciekawieniem. Pomimo kilku dłużyzn i w moim odczuciu niepotrzebnych sytuacji, widać że autorowi zależało aby akcja nie stała w miejscu. Dzięki wprowadzeniu postaci pobocznych oraz obserwowaniu wydarzeń z ich perspektywy ma się wrażenie, że historia żyje. Podoba mi się to, że autor zakończył pewne wątki powieści w tym tomie, dzięki temu w kolejnych częściach będzie on mógł wprowadzić więcej nowości oraz my, czytelnicy będziemy mogli skupić się na głównej osi fabularnej. Wykreowani przez Richarda Phillipsa bohaterowie są ludzcy. Jako że mamy do czynienia (głównie) z nastolatkami w trudnym okresie dojrzewania widzimy jakie uczucia nimi targają i jak radzą sobie z tym procesem. Co istotne, nie są oni idealni, nie wszystko idzie po ich myśli co sprawia, że są autentyczni i interesujący. Świat w którym mają miejsce wydarzenia nie jest odrealniony. Podoba mi się to że autor nie bawi się w subtelności oraz nie ugładza narracji – krew potrafi się lać gęsto, a i odseparowane kończyny niekiedy odgrywają swoje role. W ogólnym rozrachunku dostajemy ciekawą i dynamiczną powieść przygodową z elementami sci – fi dla młodzieży, którą szybko się czyta i która daje wiele przyjemności.

Reklamowanie Drugiego Okrętu jako powieść science – fiction jest dość ryzykowne, gdyż książka sprowadza się wyłącznie do takich elementów gatunku jak statek kosmiczny, nowoczesne technologie oraz kilka pojęć związanych z fizyką, matematyką i IT. Nie jestem na tyle kompetentny, aby stwierdzić, czy teorie przedstawione przez autora są oparte na badaniach, czy są jedynie wytworem jego bogatej wyobraźni, ale dobrze dopełnia to obraz przedstawianego świata. O ile na początku byłem rozczarowany brakiem cech tego gatunku literackiego, to w całokształcie książka wciągnęła mnie na tyle, że przestałem zwracać na to uwagę. Obawiam się niestety, że niejedna osoba spodziewającego się tego czego ja, czyli dzieła typowo sci-fi, może z tego powodu nie sięgnąć po pozostałe dwa tomy. Mam także zarzuty co do przewidywalności książki oraz jej zakończenia. Autor nie wysilił się by zaskoczyć czytelnika zwrotami akcji, które wywróciłyby sytuację do góry nogami. Mamy za to następujący schemat: wydarzenie, regeneracja sił, wydarzenie, regeneracja sił i tak to trwa, aż nagle okazuje się, że to już koniec. Odczuwam tu brak kumulacji pewnego rodzaju napięcia, które towarzyszy mi podczas czytania innych książek tego typu, na co ta historia jak najbardziej zasługuje. Być może jest to celowy zabieg, który przygotowuje nas do tego co znajdziemy w części drugiej.

Po początkowym rozczarowaniu małą ilością elementów charakterystycznych dla science – fiction, powieść wciągnęła mnie na tyle, że jestem w stanie przymknąć oko na jej naiwność, przewidywalność oraz nieinteresujące zakończenie. Czyta się ją szybko, przyjemnie i – o dziwo – z zaciekawieniem wyczekując co nastąpi dalej. Cechy te sprawiają, że książce bliżej jest do literatury dobrej niż tej do której się z pewnością nie wróci, z niecierpliwością czekam na kolejny tom przygód Heather, Marka i Jennifer.

Ocena: 7/10

Ariel Agaciński

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów.