Serdecznie zapraszamy do lektury wywiadu z Anną Karnicką autorką książki Paradoks Marionetki: Sprawa Klary B. – pierwszego tomu serii Paradoks Marionetki. W wywiadzie przeczytacie między innymi o tym jak rozpoczęła się jej pisarska przygoda, dlaczego kolekcjonuje klucze i skąd wziął się pomysł na Kolegium Iluzji i Manipulacji. Serdecznie zapraszamy do lektury!

anna-karnicka-fot-anna-andrijewska-2

Fot. Anna Andrijewska

Jak zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem?

Zawsze lubiłam opowiadać historie. Przez dość długi okres czasu zajmowałam się głównie szeroko pojętym fanfiction. Bardzo dużo pisałam też wspólnie z moją przyjaciółką – miałyśmy nakreślone wspólnie realia, postaci, wszystko co potrzeba do prowadzenia historii. To były dla nas obu takie swego rodzaju warsztaty, do pory staramy się od czasu do czasu coś wspólnie napisać. Dopiero stosunkowo niedawno odważyłam się spróbować sił w tworzeniu własnych tekstów, więc tak naprawdę wciąż jestem dopiero na początku drogi.

Dużo czytasz? Masz jakieś tytuły, które są dla Ciebie szczególnie ważne?

Uwielbiam czytać, moją definicją udanego weekendu niezmiennie jest taki spędzony z książką i dużą ilością herbaty. Wydaje mi się, że wymienienie wszystkich ważnych dla mnie tytułów mogłoby trochę potrwać. Oczywiście jako dzieciak zaczytywałam się w serii o Harrym Potterze – co zresztą chyba nieco widać. Zawsze bardzo ważny był dla mnie J.R.R. Tolkien (w szczególności za Silmarilion) i C.S. Lewis. Do obu panów mam nieprzemijający sentyment. Philip Pullman, Ursula LeGuin i cykl o Ziemiomorzu, J.D Salinger, książki Astrid Lindgren czytane jako dziecko – to wszystko są rzeczy, które co jakiś czas do mnie wracają.

Czy jako debiutującej pisarce ciężko Ci było znaleźć wydawnictwo chętne wydać Paradoks Marionetki?

Szczerze mówiąc to była trochę kwestia szczęśliwego zbiegu okoliczności. Natrafiłam na wydawnictwo szukając potencjalnych klientów biura tłumaczeń. Na stronie internetowej widniała informacja o tym, że każdy tekst zostanie oceniony i skomentowany – nawet w przypadku odpowiedzi odmownej. Zainteresowało mnie to i zachęciło, bo nie jest to częsta praktyka. Wysłałam skończony kilka miesięcy wcześniej Paradoks w nadziei, że w najgorszym razie przynajmniej otrzymam szczerą opinię i sugestie tego, nad czym można popracować. Byłam bardzo zaskoczona, kiedy otrzymałam wiadomość o treści „Chcemy wydać Pani książkę”.

Ile zajęło Ci ukończenie Paradoksu Marionetki?

Samo pisanie nie zajęło mi dużo czasu, o wiele więcej zajęło doprowadzenie tego co napisałam do w miarę przyzwoitego wyglądu. Pierwsza wersja tekstu powstała bardzo szybko, chyba w przeciągu miesiąca albo dwóch. Poprawki, zmiany, kreślenie i dopisywanie scen – cała ta mikrochirurgia trwała znacznie dłużej i naprawdę dużo się w tym czasie zmieniło. To są dwa zupełnie różne teksty.

Co sprawiało Ci największą trudność w trakcie pisania?

Chyba najcięższą próbą było dla mnie poprawianie tekstu. To jest ta część, której najbardziej się boję, wiadomo że ciężko jest przyznać, że coś wcale nie jest nawet w jednej czwartej takie dobre, jak nam się z początku wydawało i jednak nie bardzo ma prawo bytu. Pierwszy raz w życiu miałam okazję współpracować z redaktorem, bezlitośnie wytykającym wszystkie błędy i nieścisłości. Musiałam nauczyć się, kiedy przyjmować krytykę i ciąć własnoręcznie napisane zdania, a kiedy upierać się przy swoim, wypracować swego rodzaju równowagę. To była cenna lekcja.

Skąd wziął się pomysł na tak oryginalną instytucję jaką jest Kolegium Iluzji i Manipulacji? Skąd czerpałaś inspiracje?

Pomysł zrodził się podczas wycieczki do Oksfordu, kiedy oglądałam wszystkie te stare budynki uniwersyteckie, z ogromnymi oknami, szerokimi korytarzami i kaplicami. Naprawdę piękne budowle Uniwersytet składa się z wydziałów oraz niezależnych od siebie kolegiów. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, co by było, gdyby istniało jeszcze jedno, dodatkowe – uczące właśnie manipulacji, posługiwania się marionetkami, nawet czegoś ocierającego się o magię. Przez lata pomysł rozwijał się i ewaluował, ostatecznie główna siedziba przeniosła się do Pragi – bo gdzie mogłaby działać i rozwijać się organizacja kształcąca profesjonalnych lalkarzy-manipulatorów. Mogę jednak zdradzić, że Oksford jako taki też odegra swoją rolę w fabule.

W informacji jaką można znaleźć na ostatnich stronach książki zdradzasz, że fascynują Cię legendy miejskie i straszne historie krążące po Internecie. Masz jakąś swoją ulubioną? Może chciałabyś się nią podzielić z czytelnikami?

Jeśli chodzi o miejskie legendy, to dla mnie nie do przebicia jest ta o aligatorze w ściekach. Jeśli zaś chodzi o straszne historie z Internetu (tzw. Creepypasty) bardzo lubię serię o strażnikach („the holders”). Chodzi o to, że na świecie jest pewna liczba tajemniczych przedmiotów, które nigdy przenigdy nie mogą się ze sobą połączyć. Są poukrywane są w różnego rodzaju szpitalach, domach opieki i tego typu instytucjach i oczywiście można się udać na ich poszukiwanie, jeśli tylko wie się, jak postępować. Zazwyczaj trzeba przy wejściu do budynku powiedzieć jakieś hasło, zostać zaprowadzonym do podziemi i zmierzyć się z różnymi przerażającymi zjawiskami. I uciekać, jeśli tylko coś przebiega odrobinę inaczej niż w instrukcji.  Wszystkie te polecenia i kolejne kroki zakładają jakąś decyzyjność ze strony czytającego. W większości tego typu historyjek nie da się ustrzec przed niebezpieczeństwem, nie da się nic zrobić, bo na przykład czytasz o tym, że coś siedzi pod Twoim łóżkiem i zaatakuje Cię, bez względu na to, jak się zachowasz. Tutaj można się uśmiechnąć,  pokręcić głową i czuć się całkowicie bezpiecznie, albo przyjąć wyzwanie i  postąpić zgodnie z instrukcją – kto wie, może rzeczywiście coś się przydarzy.  Zresztą, gra w podchody, w której bierze udział Martin oparta jest na tej samej idei: możesz skorzystać z instrukcji, ale robisz to na swoją odpowiedzialność.

Kolekcjonujesz klucze – skąd się wzięło to oryginalne hobby?

Chyba pierwszy mój komplet kluczy zakupiłam na Pyrkonie kilka lat temu. Nie były to właściwie klucze do żadnych konkretnych drzwi, po prostu ozdoby z jednego ze stoisk. Pomyślałam sobie jednak, że może jednak są gdzieś drzwi, które można za ich pomocą otworzyć. Później, podczas wyjazdu za granicę postanowiłam zajść do lokalnego sklepu ze starociami i okazało się, że mają tam nieużywane klucze, równie stare i elegancko zdobione, jak te z Pyrkonu. Jakoś to szperanie po sklepach ze starociami weszło mi w krew. Trzeba trochę dłużej pochodzić po mieście, zejść z najbardziej turystycznych uliczek i poszukać, żeby taki klucz znaleźć. To dla mnie bardzo fajny patent na zwiedzanie. Zaczęłam też prosić ludzi o przywożenie mi kluczy z podróży – w miarę możliwości. Trochę z tego wzięła się cała idea bycia klucznikiem i otwierania przejść między różnymi miejscami.

Paradoks marionetki Sprawa Klary B. to dopiero początek przygody Martina w Kolegium Iluzji i Manipulacji – czy możesz nam zdradzić w ilu tomach się ona zamknie? A może sama jeszcze tego nie wiesz?

Wstępnie cała historia zaplanowana została na cztery tomy. Nie jestem pewna, czy nie zostanie to jakoś inaczej rozwiązane i jak ostatecznie materiał zostanie podzielony.

Okładka Twojej książki jest niezwykle klimatyczna i bez wątpienia większość czytelników przyzna, że przyciąga ona uwagę – czy miałaś wpływ na jej wygląd?

W tym przypadku projekt okładki to decyzja wydawcy. Bardzo się jednak ucieszyłam na jej widok, odpowiada moim zamierzeniom. Jakoś nie wyobrażałam sobie, żeby to mogło być coś innego niż marionetka. Co prawda ja widziałam tam raczej Daimona, ale idea, żeby okładkowa marionetka przypominała Klarkę też bardzo przypadła mi do gustu.

Czy poza kontynuacją losów Martina masz w planach także inne książki?

Obecnie trochę dla zabawy, trochę z ciekawości pracuję nad powieścią dotyczącą pewnej skandynawskiej korporacji. Jest to właściwie kontynuacja historii z mojego debiutanckiego opowiadania „Serce z lodu” opublikowanego w bezpłatnej antologii „Geniusze Fantastyki”, można więc spodziewać się odrobiny magii, i nieco innego spojrzenia na realia znane już z Paradoksu. W tym momencie ciężko przewidzieć, jaki będzie dalszy los projektu, pisze się całkiem przyjemnie i ciekawie.