Zapraszaliśmy was już do poznania ,,Dzieci Starych Bogów”, rozpoczętych przez ,,Śmiech diabła”, a dziś chcemy Wam nieco przybliżyć postać samej autorki. Zachęcamy do lektury wywiadu z Agnieszką Mielą, w którym możecie zapoznać z dawnymi obrzędami praktykowanymi w Polsce, dowiedzieć się nieco o jej pasjach i rzecz jasna o tym czego jeszcze możemy się spodziewać od niej w przyszłości!

Za możliwość wykorzystania zdjęcia z banera serdecznie dziękujemy FOTOGRAF •Rutka i Benny• ! https://www.instagram.com/ruuutka.benny/

,,Śmiech diabła” to Pani debiut literacki, choć książka doczekała się już drugiego wydania. Jakie emocje towarzyszyły Pani przy ponownej premierze?

Szczerze mówiąc był to dla mnie tak szalony dzień, że nie miałam nawet zbyt wiele czasu, by skupić się na jakimkolwiek celebrowaniu samej premiery. Emocje związane z powrotem „Śmiechu diabła” na rynek uderzyły mnie dopiero następnego dnia: z pewnością było to szczęście oraz duma, że ta opowieść znów jest w grze, ale pojawiło się też sporo niepewności.

Tylko proszę nie zrozumieć mnie źle! O ile mam tę dziwną pewność co do wartości samej historii i jestem zadowolona ze sposobu, w jaki zdecydowałam się ją opowiedzieć, o tyle tym razem nie mam zielonego pojęcia co do tego, do jakich ludzi trafi moja książka i jak będzie odbierana. Moje pierwsze, bardziej kameralne wydawnictwo, jakim był Kłobook, opierało swoje funkcjonowanie na bliskości z czytelnikami – każdy, kto sięgał po sprzedawane przez nie książki, miał wcześniej okazję lepiej poznać autorów od tej ludzkiej, zwyczajnej strony. To pomagało nawiązywać subtelne nici sympatii i często przekładało się na lepsze rozumienie intencji czy zamysłów twórców. Tymczasem teraz opowieść o Aine, Bertramie i reszcie musi bronić się sama. Tym razem wypuszczenie moich „Dzieci” z gniazda łączy się ze znacznie intensywniejszymi doznaniami.

Czy treść książki uległa jakimś zmianom w porównaniu do poprzedniego wydania?

Jeśli chodzi o samą fabułę, to nie nastąpiły tu praktycznie żadne zmiany, bo nie chciałam, by osoby posiadające pierwsze wydanie książki czuły się w jakikolwiek sposób oszukane. Zaszło natomiast sporo zmian kosmetycznych, które wynikały z redakcji. Dość mocno przebudowałam dwa rozdziały, w tym początek książki, żeby upłynnić przebieg opowieści. To, co zmieniło się najbardziej, to wzbogacenie historii o wiele dodatkowych informacji, które moim zdaniem pomogły zbudować pełniejszy obraz świata, a które to dodały książce dodatkowe 50 stron.

Czy któryś z Pani bohaterów jest Pani w szczególności bliski?

Znam się z nimi już naprawdę kawał czasu i przez to trudno jest mi wybrać jednego z nich – wszyscy noszą w sobie małą cząstkę mnie samej i są mi równie bliscy. Jeśli jednak naprawdę miałabym wybierać… Cóż, wydaje mi się, że powinnam wskazać na Aine. I to nie dlatego, że się z nią utożsamiam, na Starych Bogów, co to to nie! Powód jest prosty: chyba każdy twórca zaczyna prędzej czy później słyszeć głosy swoich bohaterów. W moim przypadku Aine jest po prostu najgłośniejsza z nich wszystkich i najczęściej przebija się do mnie, kiedy się tego nie spodziewam. Wilga zwyczajnie nie daje mi o sobie zapomnieć.

Nie rozpieszcza Pani swoich postaci, bohaterowie sporo przeszli, a przed nimi jeszcze wiele wyzwań do pokonania. Chciałabym jednak na chwilę zwrócić uwagę na Bertrama, nieustanie zmagającego się z własnymi demonami i ogarniającym go szaleństwem. Czy ciężko było się wczuć w taką postać?

Bertram jest postacią, która narodziła się jako pierwsza, jakieś osiemnaście lat temu, i gdyby nie on „Dzieci Starych Bogów” z pewnością nigdy by nie powstały. Patrząc na to, jak wiele czasu spędziłam w jego towarzystwie, wczucie się w jego sytuację, w reakcje, narastające szaleństwo, było dla mnie czymś naturalnym. Spory udział miało w tym też moje doświadczenie zdobywane podczas gry w larpy (LARP – Live Action Role Play), gdzie przed każdym wydarzeniem uczestnicy muszą wczuć się w przyjmowane przez siebie role i psychikę swoich postaci. Przed rozpoczęciem pisania szczególnie ważnych dla mnie scen często pozwalam sobie na mocniejsze wejście w skórę moich bohaterów i bezpośrednie odczuwanie ich emocji; odgrywam ich mimikę, gesty, napięcie strun głosowych czy mięśni, by lepiej je poczuć i móc później jak najrealniej przelać to wszystko na papier. W przypadku Bertrama dorzuciłam do tego jeszcze garść mącących myśli głosów. Wydaje mi się, że wyszło to całkiem nieźle.

Interesuje się Pani wierzeniami z różnych stron świata – czy któreś są Pani zdaniem szczególnie interesujące?

Każda kultura ma nam do zaoferowania coś ciekawego, a ja po prostu uwielbiam poznawać kolejne wierzenia, bez segregowania ich na mniej czy bardziej ciekawe, tym bardziej, że wiele z nich ma wspólne korzenie. Fascynują mnie natomiast powiązane z tematyką śmierci wierzenia ludów Arktyki, jak mit o tym, jak to kobieta uchroniła ziemię przed przeludnieniem prosząc duchy, by te pozwoliły ludziom umierać czy opowieść o prawdziwym obliczu zorzy polarnej, która ma być blaskiem pochodni rozpalanych przez zmarłych, którzy w ten sposób mają naprowadzać nowe dusze na ścieżkę prowadzącą do swojej krainy.

Jeśli zaś chodzi o „Śmiech diabła” i kolejne dwa tomy trylogii, to tutaj szczególnie ważna jest dla mnie mitologia nordycka i rytuały ulfhednar – wilczych wojowników. Być może ktoś spośród czytelników następnych dwóch części wyłapie zakamuflowane przeze mnie nawiązania.

Ma Pani jakieś swoje ulubione bóstwo?

Bogowie to wyjątkowo kapryśne istoty i być może dlatego nie łączy mnie z nimi większa nić sympatii. Jestem raczej miłośniczką demonów, a wyjątkowe miejsce w moim sercu zajmuje ten, którego serce skute jest lodem – Wendigo. Chyba fascynuje mnie motyw jego utraconego człowieczeństwa, podobnie jak w przypadku grenlandzkiego Qivittoq.

Interesuje się Pani również dawnymi obrzędami praktykowanymi w Polsce. Może chciałaby Pani opowiedzieć coś więcej na ten temat?

O, to akurat temat na bardzo długą opowieść! Prowadziłam nawet prelekcje poświęcone naszym rodzimym, miejscami wciąż praktykowanym, obrzędom, rytuałom i wierzeniom. Wszystko to jest dla mnie czymś naturalnym: urodziłam się w małej miejscowości, gdzie różnej maści zabobony były tak powszechne, że stanowiły po prostu część codziennego życia. Szczególnie popularne, zwłaszcza w mojej rodzinie, były wierzenia skupione wokół zdrowia dzieci: wiara w ociotowanie, złe oko i jego odczynianie; rytuał zmywania uroku z nieustannie płaczącego niemowlęcia przy pomocy naparu z jaskółczego ziela. Z biegiem czasu okazało się jednak, że to, co dla mnie było czymś normalnym, jest kompletnie niezrozumiałe i dziwne dla osób wychowanych w innej kulturze, w dużych miastach, z dala od wsi i praktykujących dawne zwyczaje dziadków. To zachęciło mnie do tego, by zacząć szukać dodatkowych informacji.

Jak wygląda zbieranie informacji na takie temat? Czy w ich poszukiwaniu odwiedziła Pani jakieś ciekawe miejsca, bądź spotykała jakieś interesujące osoby?

W tym przypadku dużą rolę odgrywają dla mnie książki i bezpośrednie relacje od osób, które brały udział w różnego rodzaju rytuałach. Sporo z nich zebrałam przesiadując po szkole w zakładzie fryzjerskim mojej mamy: aż dziw, iloma rzeczami dzielą się zrelaksowani ludzie w przerwach między zabiegami! To tam dowiedziałam się nieco więcej na temat działających w naszej okolicy „mądrych bab” i ich zabiegach łączących magię z modlitwą do Matki Boskiej i świętych. Sporo informacji uzyskałam też od osób, które uczestniczyły w moich prelekcjach, bo wiele wierzeń różni się w zależności od regionu.

,,Śmiech diabła” otwiera trylogię ,,Dzieci Starych Bogów” czy może Pani zdradzić co czeka czytelników w kolejnych częściach?

Z pewnością jeszcze więcej emocji! Pisząc „Śmiech diabła” skupiałam się na tym, by dać czytelnikom czas na oswojenie się z moim światem i żyjącymi w nim bohaterami, przez co akcja może wydawać się miejscami dość leniwa, a co było niezbędne, by właściwie przygotować grunt pod to, co dopiero ma nadejść. W kolejnych dwóch tomach wszystko ulega bowiem zmianie – zwiększa się dynamika wydarzeń oraz poziom brutalności, na co wpływ mają zdarzenia kończące część pierwszą. W drugim tomie czytelnicy otrzymają też odpowiedzi na pytania związane z szaleństwem Bertrama, wyjaśnienie co do motywów kierujących Balorem i Frithusem oraz będą mieli okazję nieco bardziej zbliżyć się do Bogów. Obiecuję, że nie będą mogli narzekać na brak wrażeń i zaskoczeń! Jeśli zaś chodzi o finałowy tom… Cóż, na razie pozwolę sobie nie zdradzać nic na jego temat. Póki ci mam za sobą ¼ , ale już teraz widzę, że zdecydowanie najmocniej wybrzmi w nim moja miłość do horrorów.

,,Dzieci Starych Bogów” dały się poznać jako dość mroczne fantasy, czy planuje Pani spróbować swoich sił również w innych gatunkach?

Co jakiś czas tworzę miniatury pisane w duchu horroru, które spotykają się z ciepłym przyjęciem. Przypuszczalnie nie sięgnę w przyszłości po inne gatunki, pozostając wierną fantastyce i powieściom grozy, ale nie mogę mieć pewności, co przyniesie mi los. Bogowie zbyt często lubią płatać nam figle.

Ma Pani już pomysł na kolejne książki po zakończeniu przygody z ,,Dziećmi Starych Bogów”?

O tak i to jest straszne! Kiedy ostatnio sprawdzałam moje notatki okazało się, że mam tam około dwunastu pomysłów na historie wymagające natychmiastowego spisania i drugie tyle odnoszące się do szkiców, które musiałabym jeszcze trochę dopracować nim mogłabym się zdecydować na przelanie ich na papier. Pozostaje mi więc tylko mieć nadzieję, że czytelnicy będą mi sprzyjać i kolejne tomy „Dzieci Starych Bogów” będą mogły dość szybko trafić na rynek, zaś ja z czystym sumieniem zasiąść do kolejnych projektów.

A skoro już zeszło na fantastykę – czy ma Pani swój ulubiony tytuł bądź całą serię, z tego gatunku?

Może być kontrowersyjnie, ale… Praktycznie nie czytam fantastyki. To, że sięgnęłam po ten gatunek w przypadku mojego debiutu, jest wynikiem fascynacji różnymi wierzeniami i horrorami. Ostatnio całkiem miło spędziłam czas przy książkach Adama Przechrzty z serii „Materia Prima”, niezmiennie bardzo podoba mi się „Ruda sfora” pani Kossakowskiej (ze względu na mitologiczną podstawę). Bezgranicznie uwielbiam za to trylogię Dartha Bane’a z uniwersum Star Wars i mam szczerą nadzieję, że nikt w przyszłości nie zepsuje mi jej żadną ekranizacją.

Pisanie to dla Pani raczej pasja czy praca?

Ciężko powiedzieć. Kocham tworzyć i nie potrafię bez tego żyć, ale mam świadomość, że na ten moment praktycznie nie istnieję na polskim rynku książki, więc trudno tu mówić o moim literoklikaniu w kategoriach pracy. Jednocześnie jednak podczas pisania staram się dawać z siebie wszystko, ze świadomością, że kiedyś któryś z moich kolejnych tworów może jednak trafić do czytelników, a najgorsze, co mogłabym zrobić, to potraktować ich wtedy literacką niedoróbką.

Co najbardziej się Pani podoba w pracy pisarki?

Naprawdę nie uważam się za pisarkę – jestem zwykłym Literoklikaczem i nie zmieni tego nawet ilość wydanych w przyszłości książek. Ale wracając do pytania: tym, co najbardziej podoba mi się w pisaniu jest możliwość wpływania na uczucia i emocje czytelników. Nie ma nic lepszego niż późniejsze zetknięcie się z osobami, które przeczytały moje teksty i usłyszenie bądź przeczytanie, że dana historia zmusiła je do płaczu, że wywołała w nich gniew, obrzydzenie, bądź dodała im otuchy.

Co lubi Pani robić w wolnych chwilach?

Obecnie sporo czytam i łapię oddech podczas wypieku domowego pieczywa, bo ciąża mocno ograniczyła moją aktywność. Wcześniej przez wiele lat niemal wszystkie wolne chwile spędzałam na pracy związanej z organizacją wspomnianych przeze mnie wcześniej larpów – to męczące, ale bardzo satysfakcjonujące zajęcie.

Pandemia była dla Pani okresem twórczym czy wręcz przeciwnie? Czego obecnie najbardziej Pani brakuje?

Pierwsze miesiące pandemii pozwoliły mi ruszyć z kopyta z pisaniem, ale później mój prywatny Obcy postanowił mieć wobec mnie inne plany i nieco przystopował moje tempo pracy. Zdecydowanie brakuje mi spotkań z ludźmi. Zeszłoroczne anulowanie konwentów i koncertów dość mocno podkopało mój humor. Ale, hej, w końcu musi wyjść słońce, prawda? Nie żyjemy przecież w Kerhalorze. Przyszłość naszego świata nie będzie raczej aż tak nieprzyjemna.