Coraz bliżej premiery Projektu królowa autorstwa Dominiki Rosik. Wszystkich nie mogących doczekać się premiery i rozpoczęcia lektury serdecznie zapraszamy do przeczytania pierwszego fragmentu powieści, który przygotowało dla Was wydawnictwo Zysk i S-ka.

Mijają minuty, a ja wciąż patrzę na twarz doktor Evy Marlow, wpatrującej się we mnie z drugiej strony ogrodu zimowego. Powietrze jest ciężkie od wilgoci. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy osoba stojąca za oknem jest prawdziwa, czy wymyślona. Eva Marlow wygląda tak samo, jak ją zapamiętałam, z wyjątkiem tego, że ma na sobie szpitalną koszulę. Po moich plecach spływa strużka potu, ale trudno mi ocenić, czy z powodu gorąca panującego w szklarni, czy może ze zdenerwowania.

— Co się stało później, doktor Marlow? Co mi zrobiłaś? Co stało się innym uczestnikom? Dlaczego nic nie pamiętamy? Dlaczego zostaliśmy zamknięci? I czy ja…?

Próbuję wrócić do wspomnień, ale pamięć znów mnie zawodzi, jakby się bała lub podejmowała desperacką próbę chronienia mnie przed samą sobą. Lekarka podnosi dłoń do ust, wskazując, żebym jej wysłuchała. To absurd, przypadek, skrzywienie obrazu. Kiwam przecząco głową, bo nie jest możliwe, abym ją usłyszała. Kobieta nerwowo grzebie w kieszeniach swojego ubrania. Na jej twarzy pojawia się ulga, gdy wyjmuje paczkę papierosów i srebrną zapalniczkę z krukiem oraz symbolem nieskończoności. Przez chwilę wpatruje się w nią tęsknie, a potem wkłada papierosa do ust, zapala ogień i zaciąga się z taką przyjemnością, jak gdyby to była jedyna rzecz, która może ją uratować. Czekam, aż wypali jednego papierosa, potem kolejnego i w końcu zaczynam wątpić, czy ona w ogóle mnie widzi. Może to było jedynie złudzenie. Już mam zamiar odejść, lecz wtedy kobieta znów patrzy wprost na mnie. Rozgląda się nerwowo, po czym podchodzi bliżej i dotyka rękami luster weneckich. Zaczyna mówić, otwierając szeroko usta, choć przecież musi zdawać sobie sprawę, że nie jestem w stanie jej usłyszeć.

Szczypię policzki, żeby się obudzić, bo w tym obiekcie koszmary są codziennością. Mrużę kilkukrotnie oczy; może w ten sposób przebudzę się ze swojego snu. Ale doktor Marlow nie znika, uparcie powtarzając jakieś słowa. Jej źrenice są rozszerzone, a ciało drży. Dopiero teraz zauważam, że ma bose stopy. Zaczynam wpadać w panikę. Powietrze robi się coraz cięższe, a kwiaty zdają się roztaczać duszącą woń. Gwałtownie nabieram powietrza w płuca w obawie, że za chwilę mi go zabraknie. Ponownie kieruję wzrok na doktor Marlow. Jej usta otwierają się i zamykają. Mam wrażenie, że poruszają się coraz szybciej i szybciej, choć nie słyszę żadnych dźwięków.

— To weneckie lustra! Stałam przed nimi, to lustro! Nie widzisz mnie!

Jednak usta lekarki nie przestają się poruszać, nieprzerwanie powtarzając jedno słowo, jak w hipnotycznym transie. Zaczynam naśladować sylaby, bezgłośnie przez nią wypowiadane.

U — CIE — KAJ

Książka pod patronatem Kosza z Książkami.