Od dłuższego czasu z ciekawością śledzę komiksy polskich autorów. Nie ukrywam, że wiele z nich skradło mi serce i zachwyciło bardziej niż nie jeden japoński tytuł. Dlatego nie trzeba było mnie namawiać do lektury debiutu Agnieszki Kwaśnik – ,,Wiecznego turnieju”. I teraz serdecznie zapraszam do lektury recenzji i udania się na wspólną wyprawę w poszukiwaniu trzech artefaktów potrzebnych do wzięcia udziału w tytułowym turnieju.

Smocza krew, miecz Pierwszego Króla i Boża łaska – te trzy przedmioty musi posiadać osoba pragnąca wziąć udział w Wiecznym Turnieju. Gra jest warta zachodu bowiem zwycięzca turnieju zostanie królem, który ponownie zjednoczy świat rozbity na małe królestwa. I właśnie Floy został wybrany na kandydata godnego wzięcia udziału w turnieju. Jednak najpierw wraz z przyjaciółmi: Heike – dowódczynią grupy, Günterem – potężny szamanem oraz Jeffem, który był pierwszym kandydatem wytypowanym do turnieju, przyjdzie mu nieco się napocić podczas wyprawy po niezbędne artefakty. A co gorsza nie wszystko pójdzie zgodnie z planem…

,,Wieczny turniej” to pełna akcji i walk historia przygodowa, w której czytelnicy obserwują poszukiwania wspomnianej wyżej czteroosobowej drużyny. Bohaterowie są niewątpliwie najciekawszym elementem historii. Floy jest typowym przykładem młodego, silnego, ale niedoświadczonego i niezbyt rozgarniętego chłopaka, któremu przyjdzie przejść przysłowiową drogę od zera do bohatera. Osobiście wydał mi się on najmniej ciekawą postacią, ale pozostała trójka nadrabia za niego zaległości. Heike jest przykładem ,,silnej babki”, dowodzi grupą, a także czuwa nad przygotowaniami Floya do turnieju. Poza tym iż pełni rolę mózgu drużyny, świetnie radzi sobie w walce, a to nie jedyna z jej zalet. Jeff stanowi połączenie wojownika i złotej rączki – z resztą jego broń sama w sobie jest ciekawa, przypomina nieco elektrycznego pastucha. Szybko staje się jasne, że jeżeli jest jakieś zadanie do wykonania, najpewniej spadnie ono na jego barki. Günter z kolei jest swego rodzaju asem w rękawie, jego moce są naprawdę niezwykłe i aż dziw, że to nie został wytypowany na kandydata w turnieju. Żadna z tych postaci nie jest wyłącznie zlepkiem samych pozytywnych cech, w trakcie lektury czytelnik pozna także ich ,,ciemną stronę”. Bowiem tam gdzie w grę wchodzi władza szybko zapomina się o ideałach i przestaje stosować czyste zagrania.

Jak większość debiutów i ,,Wieczny turniej” nie obył się bez kilku niedociągnięć. Przede wszystkim żałuję, że całość zamyka się w jednym tomie – autorka zarzuca czytelnika wieloma nazwami i pojęciami, co początkowo nieco przytłacza, gdy mamy szczątkową wiedzę o świecie. A już na pierwszy rzut oka widać, że jest on bogaty i aż chciałoby się go lepiej poznać. Dlatego szkoda, że nie wszystko zostało wyjaśnione, bądź lepiej opisane. To samo dotyczy się umotywowania działań bohaterów czy niektórych zwrotów akcji, które wiele by zyskały gdyby nieco bardziej je rozwinąć. Jednak na to wszystko mogłabym przymknąć oko gdyby nie zakończenie – które jest jedną wielką niewiadomą. I to dosłownie. Oczywiście nie będę nikomu psuła przyjemności z lektury i go zdradzała, ale cały problem polega na tym, że coś się dzieje – ale co, dlaczego i po co? No cóż na te pytania brak odpowiedzi. Niedopowiedzenia, bądź trzymanie czytelnika w niepewności w oczekiwaniu na kolejny tom bywają świetnym zabiegiem, jednak w tym wypadku autorka wydaje mi się nieco za bardzo zaszarżowała.

Pod względem wydania komiks prezentuje się bardzo dobrze. Tomik został wydany w nieco mniejszym formacie niż inne mangi Yumegari (Vampire Library, Siesta, W cieniu betonowej dżungli), z obwolutą, pod którą warto zajrzeć. W środku znajduje się jedna kolorowa strona.

Pod względem kreski ,,Wieczny turniej” prezentuje się dość ciekawie bowiem jest ona bardzo różnorodna – widać, że Agnieszka Kwaśnik nie bała się eksperymentować i próbowała swoich sił w różnych stylach. I tak od sielankowych rysunków, często przechodzimy do pełnych mroku scen. Kontury raz wydają się lekkie i zwiewne, by za chwilę stać się ciężkie i toporne.  Nie wszystkim taka różnorodność przypadnie do gustu, osobiście jednak jestem ciekawa który ze styli ostatecznie wybierze autorka i jak rozwinie swoje umiejętności. Jest bowiem nad czym popracować – nie zabrakło zachwianych proporcji ciał bohaterów czy niekiedy groteskowej wręcz mimiki. Za to duży plus należy się za dbałość o szczegóły, dynamiczne sceny walk i pracę włożoną w projekty postaci.

,,Wieczny turniej” z pewnością zainteresuje miłośników przygód i wartkiej akcji oraz wszystkie osoby, które jak ja z ciekawością śledzą komiksy polskich autorów. Mam nadzieję, że Agnieszka Kwaśnik dalej będzie rozwijała swój warsztat, a jej debiut doczeka się kontynuacji, po którą z pewnością bym sięgnęła.  

Ocena: 6,5/10

Sara Glanc

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Yumegari.