Każdy człowiek jest inny, a każdy autor zwraca na co innego uwagę w swoich dziełach i czym innym przyciąga uwagę czytelników. Tsutomu Nihei jest konstruktorem. Konstruktorem niesamowitych, pobudzających wyobraźnię, ale także przygnębiających, mrocznych i pełnych przemocy światów. Zapraszamy do wspólnej wyprawy do kilku z nich przedstawionych w mangach – Abara, Blame!, Rycerze Sidonii i Wolverine Snikt!.
Tsutomu Nihei urodził się w 1971 roku w prefekturze Fukushima w Japonii, gdzie studiował architekturę. Po zakończonych studiach wyjechał do Ameryki, gdzie realizował się w wyuczonym zawodzie, po roku powrócił jednak do rodzinnego kraju, gdzie rozpoczął swoją karierę jako mangaka. Jego debiutem był opublikowany w 1994 roku Blame – one-shot, który dał początek serii Blame!, która z kolei przyniosła autorowi sławę i sprawiła, że stał się rozpoznawalny również poza Japonią.
Choć Nihei nie kontynuował pracy w zawodzie w jego dziełach widać fascynację architekturą i niezwykłą dbałość o szczegóły rysowanych przez siebie miejsc. A te z kolei mają iście monumentalne rozmiary – wieże i wieżowce sięgające nieba, szyby bez dna, plątaniny kabli i rur biegnące nie wiadomo gdzie i tworzące gąszcz tak dziwny iż natura by na niego nie wpadła – możecie sobie próbować to wyobrazić, jednak zapewniam iż Niehi i tak nie raz zaskoczy Was rozmachem stworzonych przez siebie miejsc.
Zanim jednak zagłębimy się w stworzone przez autora światy warto wiedzieć jedną rzecz. Czytając komiksy Niheia obrazy są równie ważne, a nawet ważniejsze od samego tekstu. Idealnym przykładem jest tutaj Abara – pierwsza wydana w Polsce pozycja tego autora. Lektura tej pozycji wymaga od czytelnika dużego skupienia i koncentracji na tym co pojawia się na kadrach, tekstu jest tam nie wiele, czasami nie pojawia się ani słowo przez kilka stron, a czytelnik praktycznie od razu zostaje wrzucony w wir wydarzeń rozgrywających się w olbrzymiej metropolii nad którą górując dwie tajemnicze bryły zwane Mauzoleami stałozmienności. Czym one są, skąd się wzięły i jakie jest ich przeznaczenie? Tego nie wiemy, a to nie jedyne pytania nękające czytelnika podczas lektury. Dopiero dzięki uważnemu śledzeniu fabuły i wydarzeń z przeszłości powoli można poskładać otrzymane od autora puzzle w sensowną całość. A obraz który otrzymujemy z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom mrocznych, gotyckich klimatów czy też wizji świata z pogranicza apokalipsy i cyberpunku.
Po wydaniu Abary przez J.P.Fantastica w 2014 roku długo nie było nic słychać o kolejnych pozycjach Tsutomu Niheia, aż do roku 2016 kiedy to wydawnictwo Waneko wydało komiks Wolverine Snikt!, a wydawnictwo J.P.Fantastica i Kotori ogłosiły pierwszy wspólny projekt, którego wynikiem było wydanie w Polsce dwóch serii Niheia – Rycerzy Siodnii i Blame!. Przy czym ten drugi tytuł doczekał się edycji specjalnej w powiększonym formacie i dwóch wydaniach – w miękkiej i twardej oprawie – dostępnej wyłącznie w preorderze.
Naszą dalszą wędrówkę po niesamowitych światach Niheia zacznijmy od słynnego Blame!, którego ostatni tom trafił do sprzedaży w styczniu tego roku. W przypadku tego tytułu czytelnik ponownie otrzymuje mroczną, postapokaliptyczną wizję świata, tym razem na wskroś przesiąkniętą cyberpunkiem. Ponownie trafiamy do olbrzymiego tworu zwanego Miastem, znajdującego się gdzieś w bliżej nieokreślonej części wszechświata. Jednak o ile miasto w Abarze można było nazwać olbrzymim, to w przypadku Blame! będzie to określenie niewystarczające. Ten samoistnie rozrastający się od tysięcy lat twór trudno objąć słowami. Niehi w Blame! w pełni pokazuje rozmach swojej wyobraźni i wciąga czytelnika w klasyczną historię drogi przez świat, który z pozoru jest jedną zamkniętą całością, w rzeczywistości jednak tworzy on istny labirynt będący połączeniem ruin dawnych cywilizacji, często nie mających o swoim wzajemnym istnieniu bladego pojęcia, grobowców wymarłych społeczności i pustkowi, które nie pamiętają kiedy ostatni raz stanęła na nich ludzka czy też nieludzka stopa. W Blame! granica między człowiekiem, a maszyną bowiem praktycznie zanikła, a powołane do życia istoty i ludzie, nie raz nie mający w sobie już wiele z tego co my byśmy nazwali człowieczeństwem, poruszają wyobraźnie czytelnika na równi z niesamowitym Miastem.
Tak jak w Abarze autor nie bawił się w żadne wprowadzenia i ograniczając się wyłącznie do krótkiego „Może na Ziemi. Może w przyszłości” wrzuca czytelnika na głęboką wodę, rozsypując przez nim fragmenty układanki i zachęcając do poszukiwania kolejnych w celu odpowiedzi na narastające z każdą stroną pytania. Zarówno w przypadku Abary jak i Blame! warto pokusić się o ponowną lekturę, bowiem obie historie czytane po raz kolejny, gdy już dysponujemy pewną wiedzą na temat stworzonych przez autora światów, zyskują w oczach czytelnika inny wymiar.
Rycerze Siodnii to z kolei pozycja dużo łatwiejsza w odbiorze, którą już na wstępie polecę tym, którzy dopiero planują rozpocząć swoją przygodę z twórczością Tsutomu Niheia. Tym razem czytelnik ląduje na pokładzie tytułowej Siodnii – statktu-arki przemierzającego przestrzeń kosmiczną i uciekającego przez pustelniakami, istotami odpowiedzialnymi za zniszczenie Ziemi. Najdłuższa wydana w Polsce seria Niheia wpasowuje się w idealnie w takie gatunki jak sciecne fiction, space opera i shounen. Również fani wielkich robotów będą więcej niż usatysfakcjonowani lekturą, nie brakuje tu bowiem wielu emocjonujących walk z ich udziałem. Wróćmy jednak do świata, tym razem zamkniętego w obrębie statku Sidonii. Patrząc na niego z zewnątrz nie raz nie potrafiłam ogarnąć umysłem jak ta, choćby i wielka bryła może w sobie mieścić tak różnorodny świat jaki obserwujemy na kartach historii.
Po raz kolejny bowiem autor zachwyca czytelnika wizją miasta, w którym nie brakuje budowli pnących się nie wiadomo jak wysoko, schodów chciałoby się powiedzieć sięgających nieba. Znajdziemy tutaj niekończące się korytarze, domy zawieszone nad przepaściami, olbrzymie rośliny, a nawet jeziora. Na tak fantastyczną wizję statku kosmicznego jak Nihei w Rycerzach Siodnii nie pokusił się chyba jeszcze żaden autor. Dodatkowo w przypadku Rycerzy bogactwo stworzonego świata ma też swoje odbicie w załodze, która w większości przeszła spore zmiany przystosowując się do nowej rzeczywistości w jakiej przyszło im żyć po opuszczeniu Ziemi. Powszechna jest więc tutaj fotosynteza, zastępująca w większości normalne spożywanie posiłków, pojawiła się nowa, trzecia płeć, będąca połączeniem cech żeńskich i męskich, a nawet mowa jest o nieśmiertelności. W późniejszych tomach mamy też do czynienia z połączeniem człowieka z obcymi formami życia, wrogimi pustelniakami.
Choć w przypadku Wolverina Nihei nie miał w pełni wolnej ręki przy tworzeniu komiksu, także i tutaj widać jego zamiłowanie do tworzenia niezwykłych miejsc akcji. Po raz kolejny raczy on czytelnika wizją ludzkości na skraju zagłady, wszechobecnymi ruinami dawnej potęgi jaką reprezentował rodzaj ludzki, a pustkowia stają się nowym polem walki jednego z najsławniejszych bohaterów Marvela. W przypadku tej pozycji zadowoleni będą wszyscy czytelnicy, których interesuje strona wizualna komiksu, a w szczególności miłośnicy kreski Niheia. Osobiście byłam zachwycona możliwością lektury zawierającej jego prace w pełnym kolorze. Klimatyczne lokacje, emocjonujące pojedynki i nietypowi, aczkolwiek bardzo charakterystyczni dla tego autora wrogowie do pokonania – więcej nie było mi potrzeba do szczęścia, mimo iż pozycja ta nie może równać się poziomem ze wspominanymi wcześniej tytułami.
W przypadku polskich edycji mang Niheia nieocenione są swego rodzaju kompendia wiedzy o przedstawionych światach dołączone na końcach tomów. Przy czym największe brawa należą sie tutaj wydawnictwu J.P.Fantastica. W przypadku Abary i Blame! na końcu każdego tomu znajduje się kilka stron wyjaśnień na temat fabuły, pojawiającej się w managach terminologii, postaci czy polskiego tłumaczenia. Zrozumienie genezy niektórych słów stanowiących zazwyczaj zlepek kilku japońskich terminów, które można różnie tłumaczyć, często rzuca szersze światło na poruszane w historiach kwestie. Wielu czytelnikom owo skondensowane przedstawienie wiedzy na temat czytanej historii pozwoli lepiej zrozumieć i wczuć się w przedstawiany na kartach mang świat i zrozumieć losy bohaterów wrzuconych przez autora do tak nieprzyjemnych środowisk.
Do tej pory używałam słowa światy, jednak uważny czytelnik zaznajomiony z przynajmniej kilkoma dziełami tego autora szybko zada sobie pytanie: Czy mowa jest o światach, czy jednym olbrzymim świecie? Powiązania pomiędzy poszczególnymi seriami szybko stają się widoczne, mimo iż autor nie zdaje się nic mówić wprost. Tak jak w przypadku pojedynczych tytułów czy serii, ważne jest zwracanie uwagi na szczegóły. Przykładowo zarówno w przypadku Abary jak i Rycerzy Siodonii napotykamy się na nieprzyjazne istoty zwane pustelniakami, z kolei nazwa Toha Heavy Industries pojawia się zarówno w Rycerzach jak i Blame!. Takich przykładów można by wymienić sporo, jednak już na podstawie tych nielicznych rodzi się w głowie czytelnika przypuszczenie iż zamiast pojedynczych światów Nihei stworzył jedno olbrzymie uniwersum, a poszczególne historie dzieją się w różnych miejscach oddalonych od siebie zarówno w przestrzeni jak i czasie. Czy jest tak w rzeczywistości? Autor z pewnością nie da nam jednoznacznej odpowiedzi, warto więc samemu ocenić ile prawdy kryje się w tym stwierdzeniu i postawić własną teorię.
Przygoda w światach (a może świecie) stworzonych przez Tsutomu Niheia była dla mnie niesamowitym doświadczeniem, wymagającym sporo skupienia i zaangażowania w czytane historie, ale także przynosząca wiele satysfakcji i wspaniałych wrażeń estetycznych. Bo choć wizje miejsc nakreślone na kartach mang tego japońskiego mangaki nie napawają optymizmem, a wręcz mogą budzić niepokój to jednak jest w nich coś fascynującego, co sprawia, że mogę wpatrywać się w te same kadry bez znudzenia, odkrywając w nich co jakiś czas nowe szczegóły. Jeżeli szukacie czegoś nowego, czegoś ambitniejszego, wymagającego zaangażowania, ale także w pełni je wynagradzającego, wyprawa do niesamowitych światów Tsutomu Niheia z pewnością będzie się Wam podobać. I co ważniejsze długo nie będziecie jej mogli zapomnieć.
Sara Glanc
Już nie raz przewinęły mi się gdzieś te tytuły, ale zwróciłam uwagę na Blame! dopiero nie tak dawno. Oczywiście uwielbiam wersje niezbyt optymistyczne, niszczące, po prostu dystopie. Do tego widać, że to nie jest prosta lektura, w której wszystko podane jest na tacy, a czytelnicy traktowani są jak idioci. Sami musimy się domyślić wielu rzeczy, a nie ma nic lepszego niż danie odbiorcom pełnej swobody do działania. Każdy z nas ma bogatą wyobraźnię. Nie można się tutaj najwyraźniej czuć lekceważonym przez autora, co działa na plus. Nie miałam dotąd możliwości przeczytania żadnej mangi Niheia, ale to musi się zmienić.
Pozdrawiam cieplutko,
Lex May