Serdecznie zapraszamy do lektury wywiadu z Martinem Collem – autorem Adrii. Tych z was, którzy nie mieli jeszcze okazji zapoznania się z tym tytułem gorąco zachęcamy do nadrobienia zaległości. Aby nie przedłużać, oddajemy głos autorowi, który zgodził się odpowiedzieć na kilka pytań.

adria

Martin Coll to Pana prawdziwe imię i nazwisko, czy pseudonim? A jeżeli to drugie, dlaczego zdecydował się Pan pisać pod przykrywką?

Martin Coll to pseudonim, który ma swoją historię. „Coll” jest to nazwa własna, którą określanych jest kilka miejsc na świecie, jak również jest to rzeczywiste nazwisko spotykane w krajach anglojęzycznych. Wybrałem ten pseudonim ze względu na osobisty sentyment do tych kilku miejsc na świecie.

Jak zaczęła się Pana przygoda z książkami, a później z pisaniem? Co takiego odnalazł Pan w książkach, czego nie mogła Ci zaoferować żadna inna dziedzina?

Przede wszystkim bardzo to lubię. Pisanie jest podobne do czytania: można się w tym zatracić i wniknąć całkowicie w kreowane na bieżąco światy, postacie i zdarzenia. Tym samym pisanie pozwala przekazać określoną ideę, którą, co zabawne, każdy może odczytać po swojemu. Na tym polega piękno wyobraźni, gdzie możemy pisać z określonym zamiarem, ale nie jesteśmy w stanie przewidzieć jak zinterpretują to czytelnicy. Dzięki temu pisanie i czytanie nieodmiennie pobudza zarówno wyobraźnię, jak i kreatywność.

Skąd wziął się pomysł na „Adrię”?

Z krótkich nowelek tworzonych pod wpływem nagłego pomysłu na określoną scenkę. Z czasem tych „scenek” przybywało, a tym samym kształtowała się postać głównej bohaterki i jej otoczenia. W końcu zadałem sobie pytanie, jak to jest że tacy ludzie mogą naprawdę funkcjonować w naszym świecie, tuż obok nas? I z tego pytania narodził się pomysł na podjęcie się próby udzielenia metaforycznej odpowiedzi. „Adria” to tak naprawdę podana w bajkowej oprawie historia, która mogłaby spotkać każdego, z katastrofalnym skutkiem. W naszym świecie mamy aż nadto przykładów jak proces kształtowania takich osobowości może być nie tylko rzeczywisty, ale również zatrważająco prosty.

Czy rodzina i znajomi wpłynęli jakoś na zamierzoną koncepcję?

Tylko o tyle, że utwierdzili mnie w przekonaniu, że warto coś takiego napisać i wydać pod osąd szerszej publiki.

Czy mały kociak ukazany ze swoim odbiciem na okładce nawiązuje niejako do głównej bohaterki i metamorfozy jaką przechodzi?

Dokładnie.

Czym tak naprawdę jest Organizacja? Podczas lektury bardzo mnie zafascynowała, jednak poskąpił Pan o niej jakichkolwiek informacji. Czy możemy liczyć na rozwinięcie tego wątku w kolejnych tomach?

Powiedzmy, że w drugim tomie pojawi się nieco więcej odpowiedzi.

Instruktorzy, którzy nauczają adeptów są niesamowici, jednak brak informacji na ich temat. Może zdradzi pan coś chociaż o jednym z nich, np. moim ulubieńcu Gortexie? A może przyjdzie nam ich lepiej poznać w kolejnych tomach?

Instruktorzy to po prostu „mistrzowie” na swoistej „emeryturze”, jednak w każdej chwili gotowi do zmobilizowania. Natomiast historia każdego z nich jest na swój sposób inna, tak jak życiorys każdego człowieka będzie zawsze na swój sposób oryginalny. O Gortexie mogę powiedzieć jedynie tylko tyle, że dopuszczał się różnych czynów, o których niełatwo było mu później zapomnieć.

Jak Pan wspomina kreację świata „Adrii”? Czy była to zabawa, czy ciężka praca w pocie czoła? Może inspirował się Pan na jakimś znanym uniwersum? 

Dopóki nie przystąpiłem do pisania książki nie miałem pojęcia ile to może wymagać wysiłku. Co innego tworzenie krótkich, klimatycznych scenek, a co innego przemyślenie ogólnego konspektu całości, aby w trakcie pisania i wypełniania fabuły szczegółami nie pojawiały się niechciane zgrzyty i sprzeczności. W tym dziele bardzo mi pomógł mój serdeczny przyjaciel mający bogatą wiedzę o uniwersach fantasy i scince-fiction. Osobiście inspirowałem się bardziej literaturą faktu jak chociażby twórczością Wiktora Suworowa, Mariana Zacharskiego, czy rozlicznymi filmami jak chociażby „Szakal” z fenomenalną rolą Bruce Willisa. Starałem się, aby zarówno świat, jak i postacie nie były komiksowe, a zbliżone do rzeczywistych ludzi, których los lub własne wybory usytuowały w takiej, a nie innej sytuacji.

Czy zdradzi Pan ile części będzie miał ten cykl? A może pozostaje to tajemnicą nawet dla Pana?

Teraz Pana zaskoczę, nie mam pojęcia. Wstępnie myślałem o dwóch lub maksymalnie trzech tomach.

Pewnie posiada Pan jakiegoś ulubieńca wśród wykreowanych postaci? Czy któraś z nich jest Panu najbliższa?

Sam się nad tym zastanawiałem, wiele z tych postaci ma pojedyncze cechy ludzi, z którymi gdzieś się spotkałem. Czy mam ulubieńca? Raczej nie, każda postać jest oryginalna na swój sposób. Oczywiście najbliższą więź czuję z główną bohaterką, ale to raczej więź autora z mocno wykreowaną postacią, niż więź o charakterze emocjonalnym. Z pewnością nie chciałbym się spotkać z żadną z moich postaci, aby o tym pogadać ;).

Skąd wziął się pomysł na takie nietypowe imiona dla postaci? Skąd czerpał Pan inspiracje?

To akurat był przebłysk, jak myślałem o postaci to pojawiało się od razu jedno lub kilka imion. Mam nadzieję, że pasują do postaci.

Proces szkolenia adeptów jest opisany bardzo szczegółowo, schematycznie niczym w wojsku. Czy na taki obraz wpłynęły jakieś życiowe przeżycia, czy może posiłkował się Pan rozwiązaniami z opublikowanych już książek? 

Tak jak wspominałem, główną inspiracją były książki autorów, którzy opisywali własne przeżycia w podobnych strukturach lub filmy. Z filmów poza „Szakalem”, mogę wymienić serial produkcji USA „The Americans”, „Narcos”. Obecnie żyjemy w czasach, gdzie najróżniejszych inspiracji jest pod dostatkiem. Z własnych doświadczeń mogę wymienić osobowości ludzi, których spotykałem podróżując i których pojedyncze cechy mimowolnie wykorzystałem w kreowaniu poszczególnych postaci.

Czy poza „Adrią” ma Pan pomysły na jakieś inne historie jedno lub wielotomowe? Może chciałby Pan spróbować sił w innym gatunku?

Owszem, czasy współczesne coś między fantasy, a scince-fiction i istoty, które nie są kopią żadnych paranormalnych stworzeń pojawiających się na kartach innych powieści. Tak jak strona „Witajcie w mroku” na facebooku jest poświęcona Adrii, to „Byle do świtu” jest poświęcone tej nowej próbie. Gdzieś w zamyśle mam również coś w rodzaju komedii z abstrakcyjnym humorem, ale do tego jeszcze muszę dojrzeć.

Czy poza pisaniem ma Pan jakieś inne pasje? Może wpływają one jakoś na pańską twórczość?

Szeroko rozumiany sport, najlepiej ekstremalny. Poza tym jak pewnie widać po Adrii uwielbiam psychologię, ale tę praktyczną, możliwą do zastosowania w życiu codziennym. Niezwykle fascynują mnie techniki hipnozy, medytacji (autohipnozy), jak również techniki pamięciowe, koncentracji, czy szybkiego czytania. I ostatnia pasja, którą niedawno zacząłem rozwijać, czyli żeglarstwo morskie. To uczucie bycia zdanym na potęgę żywiołu, gdy jest się na środku bezkresu rozbujanej wody, w górze rozpościerają się coraz szybciej kłębiące się chmury i świadomość, że do najbliższego brzegu jest jeszcze kilka lub kilkanaście godzin. Świadomość, że pomoc nie pojawi się nagle, a woda jest na tyle zimna, że może być bardzo różnie. Właśnie to potrafi uzależnić, doświadczanie tego jak jako ludzie jesteśmy mali i nieznaczący w starciu ze znacznie potężniejszymi siłami. I dopiero w tym poczuciu własnej kruchości możemy zrozumieć kim tak naprawdę jesteśmy. Bez masek i typowej dla naszego świata obłudy.

Krzysztof Chodara