„Kilka stóp od drzewa ujrzeliśmy monstrumologa. Stał z głową lekko przechyloną, z ramionami splecionymi na piersi, jak znawca sztuki w galerii, który podziwia szczególnie interesujące dzieło” – tak właśnie można powiedzieć prawie o każdym człowieku, który specjalizuję się w jakimś niezrozumiałym i specyficznym zawodzie. Co jeśli fundamenty tego niezwykłego fachu zostaną zachwiane i wystawione na ogromną próbę? I to jeszcze przez niepotwierdzone mity i mrzonki podsycane przez najznakomitszego i najszanowniejszego członka tej elitarnej grupy. Odpowiedzi należy szukać w książce Ricka Yanceya pt. Klątwa Wendigo, do której lektury serdecznie zapraszam.

Klątwa Wendigo

Bohaterami tej książki są, już doskonale znani z poprzedniczki, doktor Pellinore Warthrop, oraz jego nieodzowny asystent Will Henry. Tak jak w pierwszym tomie, to właśnie Will jest narratorem, chociaż bardzo często jego postać podczas czytania schodzi na drugi plan. Nie jest on strasznie natarczywy jako narrator, bardziej asymiluje się z tłem opowieści co bardzo dobrze współgra z przedstawionymi wydarzeniami, oraz pozostałymi postaciami, które powinny znaleźć swoich zwolenników wśród czytających.

Główny wątek wydaje się na pierwszy rzut oka strasznie płytki. Monstrumologii jako dziedzinie nauki grozi utrata prestiżu, oraz zatracenie całego posiadanego dziedzictwa i dorobku. Powodem tego jest niefortunna decyzja o zaliczeniu mitycznych stworów do bestiariusza potworów, na co nie może się zgodzić szanowny doktor Pellinore Warthrop i zamierza temu przeciwdziałać z cała stanowczością. Ale to nie jedyne zmartwienie bohatera, gdyż pewnego dnia zjawia się w jego domostwie tajemnicza kobieta, która okazuje się być jego dawną narzeczoną. Na jej wyłączną prośbę uczony wyrusza w długą wyprawę ratowniczą. W moim przekonaniu w podjęciu tej decyzji pomogły doktorowi kłębiące się wyrzuty sumienia przywołane być może dawnym uczuciem i sentymentem do kobiety. Całość komplikuje fakt, iż misja ratownicza jest bezpośrednio powiązana ze sprawą mitycznych stworzeń, dokładnie ujmując z legendarnym Wendigo.

To właśnie po tej heroicznej misji ratunkowej, ocaleniu przyjaciela i sprowadzeniu go do domu sprawy zaczynają się strasznie komplikować, a sama akcja nabiera tempa. Jak się bowiem okazuje mityczne stworzenia mogą być równie realne, jak ich naturalni kuzyni, jednakowoż doktor Warthrop z całych sił pragnie temu zaprzeczyć, pomimo namacalnych dla innych faktów. Wcześniejsze wydarzenia mogą być dla niektórych zbyt monotonne i nużące, co zdecydowanie wpłynie na szybkość czytania. Niemniej później autor zdecydowanie szybciej rozwija wydarzenia, a zastawione przez niego pułapki fabularne idealnie „chwytają” czytelnika w swoje sidła.

Miłym zaskoczeniem było dla mnie usamodzielnienie Willa i nadanie mu większej swobody i własnych przygód niezwiązanych z jego opiekunem. Niestety jak się później okazało jest to tylko pozorna radość, gdyż prawie z każdej opresji ratuje go jego opiekun. Niemniej Will jest postacią bardziej otwartą i w końcu posiada własne zdanie, co jest niezmiernie ważne dla niego. Tak jak w pierwszym tomie jest on wiernym asystentem doktora, a jego usługi są mu nieodzowne.

Co do reszty postaci jest tak jak wspomniałem wcześniej. Każdy znajdzie tutaj bohatera, który w mniejszym lub większym stopniu przyciągnie jego uwagę. Być może role tych postaci są strasznie schematyczne, jednak ich charaktery są bardzo oryginalne i dobrze pasują do ogółu książki i przedstawionych wydarzeń.

Klątwa Wendigo jest bardzo dobrą kontynuacją poprzedniej części. Okładka posiada przybliżoną stylistykę, jednakowo wyróżnia się krwistą czerwienią, która przyciąga wzrok. Fabuła książki rozkręca się szybko, a jej zakręcone wątki są ze sobą splecione w każdym calu. Widać, że autor postarał się, aby kontynuacja nie zawierała błędów poprzedniczki. Rzeczą, która osobiście mnie boli jest znaczek +14 na okładce. W moim przekonaniu jest on stanowczo zaniżony. W każdym bądź razie nie mogę doczekać się kolejnego tomu, a wszystkim niezdecydowanym z całego serca polecam lekturę tej fascynującej książki.

Ocena: 8/10

Krzysztof Chodara

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu Jaguar.

logo jaguar