Ja, Sakamoto Nami Sano, to jedna z nowych szkolnych serii, które zagościły w Polsce.  Zdecydowanie jednak różni się od pozycji, które czytelnicy mogli do tej pory przeczytać. Co jest w niej takiego niezwykłego? Zapraszam do lektury recenzji pierwszego tomu serii i poznania tytułowego Sakamoto, bohatera nad wyraz nietuzinkowego.

Gdy sięgamy po jakąkolwiek ze szkolnych serii, czy to mangi, czy anime, możemy być pewni, że natrafimy na któryś z tych elementów: niezwykle utalentowanego ucznia wyróżniającego się na tle, najpopularniejszego/najpopularniejszą chłopaka/dziewczynę w szkole, szkolnych chuliganów, wątek miłosny, rywalizację między uczniami, najczęściej w postaci zawodów sportowych i tym podobne… Ja, Sakamoto nie jest w tym przypadku wyjątkiem, jednak sposób w jaki te schematy zostały przedstawione wywróci wasze spojrzenie na nie do góry nogami.

Zacznijmy jednak od początku. Głównym bohaterem serii jest tytułowy Sakamoto, uczeń o nieprzeciętnej inteligencji, wysportowany, nienagannie wykonujący swoje obowiązki. Ulubieniec nauczycieli i osoba posiadająca spore grono wielbicieli zarówno wśród płci pięknej jak i wśród męskiego grona szkoły. Poznajemy go w momencie, gdy typowi szkolni chuligani próbują wszelkich metody, by uprzykrzyć naszemu bohaterowi życie, jednak wszystkie ich próby kończą się fiaskiem, bowiem Sakamoto zawsze znajduje sposób na przechytrzenie swoich oprawców. I robi to w charakterystyczny dla tego tytułu absurdalny sposób. Przykładowo, gdy oprawcy próbują wylać na niego wiadro wody  w toalecie, przerzucając je przez drzwi kabiny, magicznym sposobem Sakamoto ma przy sobie parasol, który w porę rozkłada i wychodzi z sytuacji suchy, a wręcz ma jeszcze okazje przybrać triumfującą pozę (siedząc na kibelku) i zakpić z  całego zajścia.

Sakamoto jest postacią tak idealną, a przy tym wydającą się być wypraną z emocji i skupioną wyłącznie na sobie i dalszym kształceniu, że podczas lektury nie raz będziecie mieli wrażenie iż tak naprawdę macie do czynienia z robotem, a nie istotą ludzką. Pozostali bohaterowie mangi w większości stanowią tło do przedstawienia niesamowitości głównego bohatera, jednak wśród nich znajdą się również postaci, które przyciągną Waszą uwagę, a także pokażą iż Sakamoto dostrzega i reaguje na niesprawiedliwości dziejące się na terenie szkoły i zwalcza je. Jest takim lokalny superbohaterem, którego główną bronią są spryt i przyrządy szkolne.

Jak już wspomniałam Ja, Sakamoto to tytuł, który napisany został, by poprzez dużą ilość przesady i absurdalnego humoru wyśmiać znane z innych serii elementy. Bohater co rusz używa coraz to bardziej niewiarygodnych technik, wykonuje przeczące prawom fizyki akrobacje i znajdziemy go w środku wydarzeń o jakich normalnym ludziom się nie śniło – Sakamoto skrzyżuje chociażby ostrze swego cyrkla z żądłem szerszenia i jak się domyślacie uratuje całą klasę.

W pierwszym tomie znalazło się miejsce na pięć historii, jeden dodatek specjalny będący krótką historią z nieco wcześniejszych lat nauki bohatera. Pomiędzy poszczególnymi rozdziałami znajdziecie obrazki przedstawiające sportowe wyczyny Sakamoto. Ich przesada idealnie oddaje klimat i całokształt tej mangi. Z resztą przekonajcie się sami:

Tomik wydany jest w standardowym formacie, z obwolutą, pod którą koniecznie radzę zajrzeć. Tłumaczenie mangi stoi na wysokim poziomie, dzięki czemu żarty naprawdę bawią, a odzywki i powiedzonka głównego bohatera są odpowiednio epickie. Kreska jest schludna i bardzo szczegółowa, zarówno jeżeli chodzi o same postacie jak i tła.

Ja, Sakamoto to tytuł, który nad wyraz pozytywnie mnie zaskoczył. To lekka, przyjemna w odbiorze manga, łącząca w sobie absurdalny humor i umiejętnie wyśmiewająca schematy znane z wszelkiego typu szkolnych (ale nie tylko) serii, które autorzy tak chętnie powielają w kolejnych tytułach. Jeżeli szukacie oryginalnego i zabawnego tytułu warto zapoznać się z tym tytułem. Sama z pewnością sięgnę po dalsze przygody niezwykłego ucznia.

Ocena: 7/10

Sara Glanc

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuje wydawnictwu Studio JG.